Krakowski Kazimierz z duchem dawnych żydowskich mieszkańców, kuchnią przepełnioną słodyczą, rodzynkami i marchwią, to nie jest moja bajka. Ani za miastem Jagiellonów nie przepadam, ani za tradycją hebrajskiego gotowania.
Ale czasem trzeba. A skoro tak, to włączyłem tryb Michelin Guide 2015, który zaprowadził nas do Sąsiadów.
Wow! Ależ przepych. Złocenia, draperie, figurki, czyli istny, snobistyczny, Kraków. Na szczęście na tyłach, przypominającej mały labirynt, restauracji jest także letni ogródek. Jedzenie na dworze to jedna z większych przyjemności. Wszystko smakuje jakoś lepiej 🙂
Chcieliśmy popróbować lokalnych, żydowskich specjałów – ostatecznie Kazimierz zobowiązuje, ale niestety wątróbki indycze wyszły, a perliczka jeszcze nie doszła, jak poinformował nas usłużny, choć sztywny Pan Kelner.
Cóż, zatem na przystawkę wybraliśmy Słynny Tatar Sąsiadów (tak określa go menu), zupę borowikową w chlebie, cielęcinę z szałwią i kaczkę. Zestaw, że tak powiem – królewski 😉
Pierwszy zonk trafił się nam już na początku. Ów słynny tatar dostaliśmy z niechlujnie pokroją cebulą, raczej nieświeżą sardynką, ale za to z jadalnymi kwiatami. Oj słabo, oj słabiutko. Co to w ogóle miało być?! Gdzie michelinowe standardy?!
Chwilę później było jeszcze gorzej. Zupa w ekspresowym tempie przeciekła przez chleb i zamieniła to, co w środku w obrzydliwą papkę.
Dania główne nie poprawiły sytuacji. Co prawda mięso kaczki było ok, ale zimne, surowe jabłka i równie zimny, nieposolony pęczak oraz mikroskopijne ilości żurawiny wołały o pomstę do nieba. A w cielęcinie, która miała być z szałwią, zabrakło właśnie szałwii.
Nic dodać, nic ująć. Aż się prosi dokonać nowego tatarskiego, tym razem udanego najazdu na gród Kraka. A może tylko na Sąsiadów?! Z pewnością na recenzentów z Michelina. Założę się o całe złoto na świecie, że nigdy ich tu nie było!
Restauracja Sąsiedzi, Miodowa 25, Kraków (2 sztućce w Michelin Guide)