Poza lokalizacją, tuż obok kościoła Mariackiego i dość fajnego wystroju, który łączy gołe cegły i sosnowe drewno, Bar o Boo nie ma wiele do zaoferowania.
Pierwsze zaskoczenia – samoobsługa. Nie ma w tym nic złego, ale zanim się domyślicie lub doczytacie to minie kilka długich minut. To tym dziwniejsze, że za barem stoją dwie kelnerki, które poza uśmiechaniem się nie mają zbyt wiele do roboty, więc jaki problem w tym, aby podejść i przyjąć zamówienie?!
W karcie panuje śródziemno-wloski klimat, czyli tradycyjnie pizza, makarony i co nieco z grilla. Ceny barowe od 9,90 za margheritę.
Przy kremie z pomidorów moje wątpliwości wzbudziła wodnista konsystencja zupy. Czyżby użyto przecieru zamiast świeżych pomidorów?! Bingo. Kelnerka potwierdza przypuszczenia, ale już chwilę później jej starsza – chyba – koleżanka, prostuje. Nie przecier, tylko sprowadzana specjalnie z Włoch pulpa! Niestety na wodnistej i mało smacznej zupie ta sensacja nie zrobiła wrażenia.
Pizza prosciutto e rucola. Porównajcie zdjęcie dostępne na stronie www z tym, co dostaniecie na talerzu. I niech to wystarczy za cały komentarz.
Na koniec sałatka, w której znalazłem głąb od kapusty (sic!) Niechlujstwo pierwsza klasa.
Proponuję zmianę nazwy z Bar a Boo na Bar a Bee.
Bar a Boo, Mariacka 37, Katowice