Zaczęło się jak w preludium do muzycznego arcydzieła. Krem z marchewki z imbirem, prażonym słonecznikiem i krakersem z makiem, czyli amuse bouche w pełnej krasie. Idealnie kremowy, niebezpiecznie bliski papce dla dzieci ze słoiczka Gerber, świetnie łączył soczystą świeżość marchewki z chrupkością słonecznika.
Po chwili, gdy emocje nieco opadły, można się było rozejrzeć dookoła. Wnętrze jest jednocześnie nowoczesne i eklektyczne. Proste stoliki, proste krzesła i śnieżnobiały neon. Chłodne, wyrafinowanie, świetnie koresponduje z doskonałą architekturą nowej siedziby NOSPR-u.
Fuga, czyli cebula w sosie z czarnego bzu, jako przystawka, rozczuliła rzadko spotykaną, zabawną teksturą i mieszaniną smaków. Było słodko i lekko pikantnie. Europejsko i hindusko. Intrygowało i zaskakiwało. Minimalnie raziła ciecierzyca, której wielkie kulki, użyte jako nadzienie, nie pasowały do czerwonej cebuli. Ale to tylko moje zdanie 🙂
Pierś z kurczaka zagrodowego, pęczak, wątróbka, orzechy laskowe, gruszka, innymi słowy, coda na zakończenie i podsumowanie. Fatalna, bezbarwna i monotonna prezentacja tego dania nieomal je zabiła – byłem gotów odejść od stołu. Przesuszony i niedoprawiony kurczak dolał tylko oliwy do ognia, ale za to pęczak… Małe cudo na talerzu. Doskonała wariacja nt. risotto. Kleista papka harmonijnie łącząca słodycz gruszki, chrupkość orzechów i miękkość wątróbki. Można jeść i oczekiwać, że koniec nigdy nie nastąpi 🙂
Cadenza aspiruje. Z pewnością aspiruje do wyjątkowej kuchni. W drobnych szczegółach, przystawkach i łączeniu jest prawie idealnie. I mimo, że wpadka z kurczakiem nie powinna się zdarzyć, to ma intrygujący potencjał.
Szkoda tylko, że jest tak bardzo na uboczu.
Cadenza, Plac Wojciecha Kilara 1, Katowice (siedziba NOSPR)