Po wielu miesiącach oczekiwania i zaglądania ukradkiem pod folię ochronną doczekaliśmy się. Drugie najgorętsze otwarcie w tym sezonie już za nami.
Od początku Browar Mariacki budzi – delikatnie mówiąc – kontrowersje. Zdania są podzielono i to zarówno wobec obsługi jak i serwowanych dań.
Aby lepiej przyjrzeć się Browarowi odwiedziłem go więcej niż raz. Choć przyznam się szczerze się, po pierwszym nie miałem ochoty na kolejny.
Poza mało szałowym piwem pszennym – pils akurat wyszedł L oraz ciekawą, podaną z kartofel salad kaszanką nie trafiłem na nic bardziej wyszukanego. Wyszedłem niestety zniesmaczony. Półmisek antipasti dla dwóch osób prezentował się bardziej niż skromnie. No cóż, ktoś mnie oskubał na 50 zeta.
Nieładnie 🙁
Ale ponieważ łatwo się nie poddaję to wbiłem do Browaru ponownie.
Tym razem miałem więcej czasu i dobrego humoru zatem rozejrzałem się. No nic. Nadal bez zmian. Uderzające jest jak schematycznie zbudowano Browar. Można się poczuć jak w Bierhalle albo Sztolni. Uniformy, identyfikatory, kadzie. Nic poza standard. Jedynie przeszklony dach nad salą główną i czerwone pikowane obicia sofy zwracają uwagę. Szkoda.
Zrezygnowaliśmy z przystawek 😉 i przeszliśmy od razu do dań głównych. Wybór padł na:
Belgijską zupę rybną 17 zł
Tenderloin stek 32 zł/100g
Mussels Marinara 26 zł
Creme brulee 12 zł
Jak widzicie ceny nie zwalają z nóg – nadal nie wiem o chodzi z tym antipasti!?
Przed daniami dostaliśmy przekąskę – różne rodzaje wypiekanego na miejscu chleba podawanego z masłem, obłędnym smalcem i hummusem. Miło 🙂
Ale to nie wszystko. Po wypytaniu kelnera na okoliczność glutenu spodziewaliśmy się przekąski tylko dla mnie. I gdy już kiwaliśmy głowami ze zrozumieniem gdy mówił o zawierającym gluten chlebie gdy nagle oświadczył: Dla Pani już niosę chleb bezglutenowy. O kurcze! I to własnej produkcji. Nie wiem czy wiecie jak smakuje takie „cudo” np. z Lidla. Dokładnie. Paść jakich mało plus zawiera tyle konserwantów że wystarczyło by na beczkę śledzi. Tym większe zaskoczenie. Chleb bezglutenowy z Browaru jest p-r-z-e-p-y-s-z-n-y, a uśmiech żony bezcenny!
Dziękuję 🙂
Wracając do smaku. Zupa rybna z całymi krewetkami, warzywami krojonymi w kostkę i jarmużem była zmysłowa. To słowo najlepiej oddaje jej delikatny, lekko aksamitny smak. Pomysły typu chowder zwykle mnie nie przekonują ale nie tym razem. Świetnie 🙂
Dla steka najważniejsze jest czy stopień wysmażenia będzie taki jak zamówiony. I co? Jak myślicie? Pewnie! Było jak należy – medium plus czyli wysmażony ale z nutką krwistości. Uff. Zatrzymam się tu na chwilę. Mięso pochodzi z Argentyny. Zanim trafi na talerz jest sezonowane prze 23 dni. Porcjowane i wysyłane do Browaru gdzie trafia ostatecznie w 27 dniu. Sprzedaje się w ciągu dwóch tygodni albo trafia do kosza. Przed smażeniem jest tylko solone vide szkoła Grzegorza Łapanowskiego: http://chochlapolapach.pl/gotowanie-dzieckiem-daje-radosc/
Wyborne 🙂
Małże z pietruszką, sosem z białego wina i śmietaną nie były porywające ale standardowo dobre. Pisałem już kilka razy, że najlepiej smakują wtedy gdy od wyłowienia do podania nie mija więcej niż parę godzin. W Browarze nie są mistrzowskie ale też nie ma się do czego za bardzo przyczepić. Na plus miseczka z woda i plasterkiem cytryny do umycia rąk.
Na koniec daliśmy się namówić na crème brulee. I to nie był najlepszy pomysł. Nie dość, że czekaliśmy dość długo, dłużej niż na inne dania to jeszcze konsystencja i niski poziom cukru pozbawiły deser większości smaku. Podany z olbrzymim przepychem crème był przekombinowany. Wolałbym dostać mniej a smaczniej.
I taki jest cały Browar. Niespójny i niekonsekwentny. Zabójcza cena antipasti koegzystuje z kaszanką czy stekiem, na które nie trzeba pracować cały miesiąc. Świetne dania obok przeciętnych czy przekombinowanych. Sympatyczni kelnerzy z gburami. Luksus z taniochą. I tak dalej. Przypomina to trochę sytuację z boiska piłkarskiego gdy trener nie potrafi postawić na jeden schemat gry.
Wracając do tytułowego pytania to jak pewnie się domyśliliście będzie musieli sami sobie na nie odpowiedzieć 🙂
Restauracja Browar Mariacki, Mariacka 15, Katowice, 6.30-24.00
P.s Serdecznie pozdrawiam Krzysztofa Harrisona, szefa kuchni, z którym miałem przyjemność porozmawiać o wołowinie 🙂