… że zdarza mi się trafić w Polsce do restauracji serwującej dania z krajów, które odwiedziłem.
Kuchnia indyjska, gruzińska, tajska czy rosyjska. Przerobiłem je na własnej skórze, w warunkach naturalnych. No i jak mi nie mają wymagania wzrosnąć?!
Szkoda tylko, że taka wizyta prawie zawsze kończy się rozczarowaniem. Nie wiem czy chodzi o składniki – można je przecież sprowadzić, czy o sposób przygotowania, a może bardziej przyziemnie o klimat, wilgotność i temperaturę inną w naszym kraju, niż poza nim?
Nie przepadam także za dziwnymi wynalazkami. Nie, nie mam na myśli kuchni fusion, ciekłego azotu czy niedoprawiania potraw w imię ideologii czystego smaku. Chodzi mi o miejsca, które do siebie zwyczajnie nie pasują. No bo jak połączyć Prezydenta z Tajlandią?!
Już tłumaczę, o co chodzi. W przepiękne wnętrza stylowego hotelu President w Bielsku-Białej wprowadziła się restauracja o swojsko brzmiącej nazwie – Asian Station…
No, też długo nie mogłem uwierzyć. W tych okolicznościach pięść do nosa czy kwiatek do kożucha są bardziej na miejscu.
Ale, ale. Restaurację firmuje nie byle kto, bo sam Kurt Scheller. Osobiście nigdy u Mistrza nie jadałem i tym razem też się nie udało. Nauczyłem się jednocześnie, że Europejczyk nie ma szans w starciu z kuchnią wschodu.
Najbardziej tajska z tajskich potraw – Pad Thai – dostępna z przenośnego wózka na dwóch kółkach na każdym rogu ulicy (serio!), o każdej porze dnia i nocy jest jednym z symboli dumnej Tajlandii. Słodko-słona-ostra potrawa z ryżowym makaronem, nasiąkniętym sosem sojowym, smakuje bosko 🙂
„Babry”, jakie podają w Asian Station z Pad Thai mają tyle wspólnego, co maluch z komfortowym samochodem. Słodkie, prawie bez orzechów i ze zbyt małą ilością sosu sojowego. Absolutny brak smaku i gwałt zadany kulturze kulinarnej Tajlandii!
Kulki Kurta gumowate i przez to trudne do pogryzienia. Słabizna 🙁
Chipsy krewetkowe – mało krewetkowe, choć dip miał sympatyczny posmak.
To co dawało się zjeść to lekko pikantna zupa tajska, gdzie trawa cytrynowa zrobiła całą robotę i na krótką chwilę przypomniała mi, jak to jest jeść wigilię na ulicy w Bangkoku, w środku nocy 😉 i liście betel. Tych ostatnich akurat nie jadłem podczas podróży po Azji i być może dlatego mi smakowały w Bielsku.
Generalnie jestem na Asian Station zły. Cholernie zły. Przez takie „badziewie” niszczy się prawdziwy smak Tajlandii, a ci, którzy tu przyjdą, zamiast odkrywać nowe smaki i poczuć azjatycki klimat, dostaną coś na kształt. Tyle tylko, że ten kształt to nawet nie leżał obok pierwszej z brzegu azjatyckiej książki kucharskiej – o ile taka w ogóle istnieje, bo dam sobie obciąć obie ręce, że żaden z ulicznych bangkockich kucharzy żadnej nie przeczytał.
Ku przestrodze.
Asian Station by Kurt Scheller, ul. 3 Maja 12, Bielsko-Biała (Hotel President)