Katowicka dzielnica Nikiszowiec od lat przeżywa renesans. Na wyremontowanym rynku odbywają się świąteczne jarmarki, targi i inne cudeńka. Na kawę i ciach zaprasza Cafe Zillmann a na obiad Cafe Byfyj.
Taka, lokalna uświęcona tradycja. Był co prawda jeszcze oldskulowy STIG ale nikt się nim nie przejmował.
Ale to się właśnie zmieniło.
Po wielu miesiącach oczekiwania, rozpalania emocji i windowania oczekiwań. Wreszcie jest! Dumna Śląska Prohibicja. Nie wiem co ma „ban na alko” do Śląska – tu się za kołnierz nie wylewało nigdy ale licencja poetica, więc niech będzie.
Prohibicję otwarto bodajże w listopadzie ubr. zatem czas na małe podsumowanie.
Lubiany kolega bloger „zarzucił” mi, że odwiedzam opisywane miejsca tylko raz. A że nie reagował na sugestie, że liczy się subiektywna emocja opisująca stan zastany i że powinno być dobrze za pierwszym to postanowiłem go posłuchać – tym razem – i byłem łącznie dwa razy 😉
Oczywiście przy pierwszym, zaskoczenie dopadło mnie już w drzwiach wejściowych. Odwalony – o pardon – wystrojony jak święty turecki z małżonką pod rękę wchodzę a tu bistro… Jasne mogłem dopytać, sprawdzić czy coś w tym stylu, ale byłem przekonany, że zabieram połowicę do luksusu, krainy kawiory i wysublimowanych smaków.
No tak Śląska Prohibicja, mimo że modna, mimo że ładna, mimo że obsługi dużo to nadal jest to bistro. Doskonałe na niezobowiązująca randkę, spontaniczną kolację lub rodzinne przyjęcie. Na szczęście dopasowano do tego ceny. Zupa za 10 zł, bigos z dzika 17 zł a tarta z krupniokiem 15 zł.
Uczciwie powiedzmy sobie jedno – to w niczym nie przeszkadza! Wnętrze jest przytulne, widać rękę architekta choć materiały po taniości. Jest pomysł, jest zabawa. Tylko mój super elegancki garnitur słabo się odnajdował.
Dobra – marudzę, ale chcę Wam pokazać, że czasami rozbuchana reklama i super chef mogą sporo namieszać, przynajmniej w oczekiwaniach.
W prohibicyjnej karcie menu znajdziecie śląskie kąski ale podane w nowy, czasami wymyślny sposób. W trakcie tych dwóch wizyt zaliczyłem obowiażkowy krupniok, klasyczny śląski (o czym czasami zapominamy) królik, wspaniałą wędzoną gęś, żur, dzika, raki oraz risotto i beza pavlovej.
Jestem fanem krupnioka w każdej postaci – no może poza kaszanką 😉 W Prohibicji podają wersję jakiej jeszcze nie jadłem – jako tartę. Wygląd – jak możecie ocenić na zdjęciu – przyzwoicie ale smakowała przeciętnie. Najbardziej nieprzyjemne było zderzenie lodowatej, czerwonej kapusty z gorącym ciastem. Podobnie jak zbyt mocno przypieczony krupniok, który zamienił się w cholernie nieprzyjemną, twardą skorupę 🙁
Przed piekielnie, gorącym żurem, podawanym w modnym, niewielkim garnuszku była przewspaniała, wędzona gęś. I to nie był przypadek bo po dwóch miesiącach to danie była nadal cudownie wspaniałe. Zapach jaki do Was dolatuje…ummm…boski!
Żur jak jest każdy widzi a ten z Prohibicji mógłby być bardziej doprawiony, no i żeniaty 😉
Królik z Korzeniami podawany z puree truflowym, kapusta, glazurowaną marchwią w whisky i sosem porowym poprawy, przyzwoity, można zjeść ale bez spodziewanych fajerwerków. Jednorodny smakowo, bez zaskoczeń ale i bez nieprzyjemności.
Dwie kolejne potrawy zdobyły moje podniebienie. Tłuściutki krupniczek na gęsinie i dzik w kapuście. Zwłaszcza ten ostatni, z morelami, wędzoną śliwką i grzybami, świetnie podany: na patelni, z chlebem i masłem. Za – uwaga – jedyne 17 zł! Nie wiem jak oni to robią ale mam nadzieję, że dzik nie był z próbówki 😉 Oba dania to obowiązkowe pozycje 🙂
Przedostatni test brzmiał prawie jak poezja. Posłuchajcie: ryba z rakiem czyli filet z sandacza risotto cytrynowe, ratatouille i sos rakowy. Ba! Danie elegancko skomponowane, smaczne, ryba maślana, warzywa al dente tylko kurcze nie ma jak się dobrać do raka!? Wydłubywanie palcami mięsa z odwłoka kończy się w najlepszym razie poranionymi opuszkami o ile nie pobrudzoną koszulą czy – nie daj boże – brudną sukienką partnerki. I tu w sukurs czy z pomocą przychodzi urocza kelnerka. – Wie Pan to tylko taka dekoracja …
… aha.
Do tej pory sądziłem że raki są jadalne! A tu masz wpuścili chama i zżarł. Skandal. Poczułem się prawie jak ten klient, o którym słyszałem niedawno, który z nudów albo głodu zjadł tulipany z wazonu na stoliku 😉
Żarty na bok. Śląska Prohibicja świetnie wpisuje się w klimat starego Nikiszowca. Jest i tradycyjnie i modernie i smacznie. Restauracja ma własną dojrzewalnię steków, kilka sporych sal bankietowych i pełen magii barek z prawdziwym likierem różanym. A na odchodnym częstuje gości domowej roboty cukierkami.
Jestem na TAK 🙂
Śląska Prohibicja, Katowice, ul. Krawczyka 1
P.s. Ostatnie co zjedliśmy to beza pavlovej – najlepsza jaką kiedykolwiek jadłem. WOW! Chrupiąca z zewnątrz i miękka w środku. Super 🙂
Czyli opinia podobna do mojej. Niby fajnie ale gdzie brak tego wow. Z jednym sie nie zgodzę moja tarta z krupniokiem byla wow 🙂
Też byłam i efekt zdecydowanie wow. Absolutnie nie odczułam, że to bistro. Piękna restauracja, z naprawdę pysznym jedzeniem i mega pozytywną atmosferą. Wracam tam jak tylko mogę (i jest miejsce). Polecam!