Właściciel restauracji w jedynym z wywiadów z rozbrajającą szczerością przyznał, że szkolił ich profesjonalny kucharz przez… uwaga… 3 miesiące?!
Internauci z kolei zastanawiali się, czy podpieranie się nazwiskiem super znanego z TVN brata to potrzeba reklamy czy świadomość własnych braków?
Nie wdając się w przydługawe dyskusje, po organoleptycznej wizycie mogę stwierdzić, że i jedni i drudzy mają trochę racji.
Jedzenie w Warsztatach, podobnie jak budynek, w którym się mieszczą, jest niejednoznaczne. Zbliżając się do położonej na uboczu restauracji, nie sposób nie zauważyć, że to faktycznie był warsztat, ale samochodowy. Szczęśliwie wnętrze i jego wystrój nie korespondują z fasadą. Uff. Dzięki temu można tu spokojnie spędzić parę chwil. Szczególnie przyjemnie jest za zewnątrz, choć ogródek wymaga dopracowania.
Z menu wybija się zdecydowanie krem z buraków z kozim serem. Połączenie gorącej zupy z zimnym twarogiem jest… obłędne i tak niespodziewane, że aż zapiera dech w piersiach. Niestety, w tej idylli także jest łyżka dziegciu – brakuje przypraw. Wielka szkoda, bo była spora szansa na Grand Prix wśród śląskich zup.
Drugim w kolejności niezłym daniem był pasztet z sarny, podany z karmelizowaną cebulką i sosem z porzeczek. W konsystencji kremowy, ale zbyt wypieczony, przez co mocno traci.
Na trzecim miejscu – nie mylić ze sportowym pudłem – ląduje dorada. Nie dość, że wielkością przypomniała akwariowego skalara, to jeszcze podano ją ze zdrewniałymi szparagami. Szału brak.
Podobnie jak w przypadku sernika. Innowacyjne – jak przypuszczam – połączenie, ostatecznie jesteśmy w warsztacie, sera i zmiksowanej białej czekolady nie oczarowuje i to mimo, że orzechowy spód był pyszny.
Warsztaty odrobiły lekcję dekorowania potraw. Prezentacje były szarmanckie i przyjemne dla oka. Jeszcze chwila pracy i kolejne 3 miesiące pod okiem fachowca, a będzie dobrze?
Restauracja Warsztaty Smaku, ul. Wejchertów 20, Tychy (zamknięte na stałe)