Nikt tak nie rozbudza emocji jak oni. Przyznaję 😉 Od tygodni atakują mnie starannie dobrane i wysmakowane zdjęcia, na których potrawy pysznią się tak, że aż ślinka cieknie.
Uśmiechały się do mnie piękne pomarańczowe, karmelizowane marchewki, lśniły czorne kluski i zapraszał ślunski burger!
Z każdym z nich narastało w mnie pragnienie. Pragnienie aby dotrzeć na miejsce i zatopić się wreszcie w cudownościach podawanych na stół.
Hola! To zobowiązanie. Bo rozdmuchane emocje muszą być zaspokojone. Inaczej biada 😉
Restauracja wita ascetycznym, nowoczesnym wnętrzem utrzymanym w tonacji biało, czarno, seledynowej. Jest ładnie. Prosto i ze smakiem 🙂 Choć o Grubie przypominają tylko łańcuchy wiszące na jednej ze ścian jako apoteoza łaźni.
Obsługa biega w identycznych koszulach w czarno-czerwoną kratę a menu jest spójne i graficznie dopracowane. Dostępne są dania niskoglutenowe i wegańskie 🙂
Wybór przebiegł następująco:
Krupniok/Żur/Rolada/Czorne kluski
Echt styknie 🙂 Richtig ślunski, richtig gut!
Ale czy na pewno?
Krupniok w panierce! Ale heca 😉 Nie spodziewałem się. Ani trochę. Wyglądało to trochę jak połóweczki mini krupnioka przeciętego na pół i usmażonego w głębokim tłuszczu.
Chrupiące, pachnące kasza i krwią. Świetne!
Zamarłem jednak przy prezentacji. Zamiast spodziewanych fajerwerków na talerzu znanych z insta dostałem ciepniętą byle jak górę sałaty. Serio! Taki fuck up. I to na dzień dobry!? Szkoda zwłaszcza, że pod sałatą schował się i mus i galaretka z jabłek. Można było tego nie dostrzec. I co wtedy?
Sytuację uratował puder z… oliwy i tymianku. Raczy się nim gości także przy innych okazjach ale pomysł i smak są zajebiste 😉
Chwilę później żur. Nie no – konkret – żeniaty z tłuczonymi kartoflami, kiełbasą i jajkiem. Do tego efektownie nalewany przy stoliku. WOW! Smakował niestety przeciętnie a co gorsza był mało „żurowaty”. Zabrakło smaku, esencji i klimatu śląskiego domu.
Wreszcie Królowa wszystkich mięsnych potraw – przynajmniej dla Ślązaka – rolada.
Aha pocięta… no dobra, taka dekompozycja godna lepszych kuchni…zaraz, zaraz…modro kapusta ale w całości!? … ale numer … pierwszy kęs… kurcze … jakieś, takie … trudne…o masz…PRZYPALONE!
Falstart. Dogrywka w kuchni.
Poprawka wyszła lepiej choć nie rewelacyjnie – mięso nadal twardawe. Za to ćwiartka czerwonej kapusty robiąca za modro rozpływała się w ustach. Delikatna, miękka ale nadal jędrna z posypką. To ważne bo to ona robi całą robotę. Bułka tarta i gruboziarnista sól. Takie proste a takie wspaniałe 😉
Kończyłem czornymi kluskami. Czorne bo barwione węglem spożywczym. Ciekawy chwyt marketingowy bo walorów smakowych brak. A może po prostu wolę oryginalne czorne kluski od Omy!?
Spodobało mi się to niejednoznaczne miejsce. Mysłowice zasługują na Białą Grubę tak jak My zasługujemy na respekt. Gdy talerz wraca do kuchni to słowa kelnera, że trzeba będzie poczekać bo wydają inne rolady (sic!) są nie na miejscu. Ale na to potrzeba osobnego wpisu.
W BG czekają na Was jeszcze Kofola i czeski Primator. Oba dobre 🙂
A tak na marginesie wie ktoś co to jest u licha ta biała gruba!? Bo Gruba to wiem ale biała?
Restauracja Biała Gruba, Mysłowice, ul. Powstańców 1
widze ze odczucia podobne 🙂