Bardzo lubię ten schowany w bramie, jakby się osłaniał przed miejskim zgiełkiem, wine bar. Obsługa jest zawsze nienaganna. Była już przy pierwszym otwarciu, pozostała przyjazna także po re-otwarciu.
Wybór win prosty. Kartę ogarnia dawne Winarium, czyli wina spod znaku Marka Kondrata. Korzystam od lat i lepszej enoteki w KATO nie znam 🙂
Dawniej, do butelki dobrego wina można było tu przegryź tylko coś małego, wręcz niewielkiego, ot taki mini tapas. Dziś karta menu jest dłuższa 🙂
Wybór padł na trzy pozycje. Zupę krem z dyni, krewetki w winnym, a jakże, sosie oraz carpaccio.
Zacznę od kremu. Wzbogacony ostrą papryką o dobrej konsystencji, aż prosił się o przełamanie smaku odrobiną imbiru. Szczypta soli również by nie zaszkodziła. Wtedy byłoby super, a tak było tylko ostro.
Zresztą ostrość to konik sympatycznej Pani zarządzającej KiK. Krewetki także doprawiła chili. Sos na tym zdecydowanie zyskał. Niestety, krewetki okazały się zbyt twarde i gumowate.
Na koniec carpaccio. Bardziej świeżego mięsa nigdy wcześniej nie widziałem. Kolor wołowiny – fantastycznie krwisto czerwony, aż zapraszał do jedzenia 🙂 Cała kompozycja jak najbardziej poprawna. Oliwki, rucola, sos. No dobrze, może parmezan w plasterkach, zamiast tartego, to nie była klasyka, ale i tak było ok. Z jednym małym, ale istotnym „ale”. Carpaccio było ciepłe, a jak wiadomo powinno być lekko zamrożone. Raz, po to, aby się lepiej kroiło, dwa, po to, aby było bardziej chrupiące.
Na szczęście przesympatyczna Pani z Wine baru ma tego świadomość. Następnym razem będzie lepiej, prawda!?
Warto się postarać, bo Kawka i Karafka to bodaj jedyne kameralne miejsce w naszym mieście, gdzie podają wino godne uwagi 🙂
Kawka i Karafka, Katowice, ul. Plebiscytowa 10, w bramie