Zadziwiające, jaką metamorfozę przeszedł swojski PRL-owski bar. Od zimnych nóżek w galarecie, sety czystej i przykręcanych sztućców do kuchni fusion, umiejętnego (czasem) łączenia smaków i przyjemnego do siedzenia.
Osobiście uważam, że bistra w KATO rozpleniły się zbyt mocno. Część będzie musiała odejść. Nie ma innego wyjścia, a i o miejsce na rynku coraz trudniej.
Nie znam doskonałej i zawsze trafionej recepty na kulinarny sukces. Ale dwie rzeczy zwykle się sprawdzają: kuchnia i klimat. Jedzenie powinno być smaczne, abyśmy mogli odczuć klimat i odwrotnie.
Bistro na samym końcu osiedla Paderewskiego, tuż obok nowej deweloperki, to śmiały pomysł.
Wnętrze, jak w osiedlowym barze, ale takim z wyższej półki. Można powiedzieć, że nawet miło.
Podają tu bruschettę z kapitalną grzanką, pachnącą dymem wędzarniczym. Nie wiem jak to zrobili, ale było super. I średnią zupę z dyni. Wodnista, lichutka i pozbawiona smaku. 🙁
A także zaskakująco dobrego halibuta, duszonego w winie z suszonymi pomidorami. Z soczystym mięsem i chrupiącą skórką, wspiął się całkiem wysoko na kulinarnej skali smaku. I to mimo, że był bardziej smażony niż duszony.
Trzy Stawy Restauracja & Bistro, ul. Sikorskiego 42, Katowice (os. Paderewskiego)