Nie ukrywajmy – mam problem. Nie, nie taki jak myślicie 😉 Z miejscami takie jak Saute. Odwiedzenie zmusiło mnie do zastanowienia się i odpowiedzenia na pytanie: to lokal luksusowy, ekskluzywny czy zwykły?
Pytanie tylko pozornie jest błahe. Inaczej oceniam luksus, inaczej bistro z ambicjami a jeszcze inaczej zwykłą ściemę. Zgodzicie się ze mną, że czego innego oczekujecie od restauracji, która chwali się gwiazdkami Michelina i czegoś zupełnie innego od foodtrucka?
Pomimo oczywistych różnic liczy się smak. Jeżeli jest dobrze podane, świetnie przyrządzone a moje kubki smakowe są gotowe eksplodować to dokładnie tak to opiszę. Z drugiej strony gdy z każdym kęsem błagają: proszę przestań, zrobię wszystko tylko przestań, nawet ścierpię tego cholernego merlota! To też to opiszę.
Od wizyty w Saute minęła już chwilka a ja nadal mam problem…
Restauracja zajęła doskonale Wam znaną miejscówkę po Prosecco. Można się spierać o jakość, rzadką powtarzalność dań czy przerost formy and treścią ale Prosecco na kieliszki lali bodaj jako pierwsi w KATO 😉
Aha i jeszcze mieli wyjątkową odporność na moje fochy 😉
Zatem lokal znany. Tym bardziej, że się prawie nie zmienił. No może trochę obicia krzeseł i wino znikło ze ściany.
Pojawiła się za to wielka, przeszklona lodówka z wołowiną, sezonowaną. WOW! Czegoś takiego to KATO jeszcze nie widziało 😉
Niestety na steka nie miałem ochoty. Może innym razem.
Za to wybraliśmy burgery, risotto z grzybami i zębacza a do tego oryginalnego matjasa holenderskiego 😉
Było nas sporo zatem do dzieła.
Uwielbiam matjasy. Za każdym razem gdy żona wraca z Amsterdamu zacieram rączki z zachwytu. Niebieskie, styropianowe pudełko zwiastuje kulinarny orgazm. Kto widział i wie, ten wie 😉
W Saute podają prawdziwego, tłuściutkiego i słonego jak diabli śledzia. W połączeniu z crème fraiche i koperkiem w-y-m-i-a-t-a! Nie rozumiem tylko po co na talerzu był jeszcze chips, plasterki rzodkiewki i krążki czerwonej cebuli. Po co psuć ideał!?
Risotto z grzybami, groszkiem i botwinką. Ależ pięknie podane! Jedna łyżka, druga łyżka, trzecia… aha …sól. Zabrakło podstawowej kuchennej przyprawy. Można oczywiście powiedzieć, że słony śledź nadrobił ale mimo wszystko żal.
Zębacz alias catfish bardzo, bardzo ale to bardzo poprawny. W towarzystwie szpinaku i marynowanego fenkułu do bólu poprawny. Eh.
Słodkie niczym aspartam bułki własnego wypieku do burgerów i krwiste mięso dla dzieci!? Słabo. Dzieci nie powinny jeść surowego mięsa a obsługa wiedziała, że to dla nich 🙁 Tym niemniej wielkie porcje z boczkiem, którego istnienie menu pomija milczeniem i żółtym sosem łudząco podobnym do curry są poprawne. A i dzieci przeżyły. Tylko te frytki…ależ suche, brr.
Po tej wyliczance nadal mam problem. W Saute serwują kuchnię poprawnie przeciętną lub wyśmienitą zależnie od punktu odniesienia. Jak na bistro jest przyjemnie. Jak na ekskluzywną restaurację z własną sezonownią i zadęciem godnym Luksemburga to nie!
Restauracja Saute, Katowice, ul. Mielęckiego 6, 13.00-21.00h