Gdynia, jedyne poza Katowicami miasto w Polsce, pełne modernistycznej architektury. Powstało od zera, na piachu, niecałe 100 lat temu, jako Polska przeciwwaga dla Wolnego Miasta Gdańska. Gdy przed laty wysiadłem na dworcu w Gdyni wiedziałem, że polubię to miejsce bardziej niż inne.
Innowacyjność to siła i wyróżnik Gdyni, a Sztuczka świetnie się wpisuje w ten klimat.
Powstała, podobnie jak całe miasto, w miejscu gdzie nie powinno jej być. Szarobury ciąg bloków z lokalami handlowymi na parterze to doprawdy niezbyt wymarzona lokalizacja dla aspirującej, nowoczesnej kuchni.
Za to jest przytulnie, choć krzesła z krótkimi oparciami do najwygodniejszych nie należą, no i rezerwacja nie jest wymagana. Jeszcze 🙂
W ten dzień gotował Rafał Wałęsa i choć dzieci były niepocieszone (siła TV), to nie żałuję.
Amuse-bouche delikatna pianka z koziego sera z rewelacyjnym chipsem z czarnego sezamu i orzechową posypką zapowiadała doznania bardziej niż niezwykłe.
Przegrzebki i fois gras sprowadziły nas szybko na ziemię. Małże były minimalnie, ale jednak niedosmażone z nietrafionym boczkiem, choć z przyzwoitym sosem, a gęsie wątróbki podane z pierogiem, z podrobami szef Rafał przesolił.
Zdekonstruowany żurek odczarował przyciężkawą atmosferę. Jak w najlepszych dwu-gwiazdowych restauracjach, najpierw na stole ląduje głęboki talerz z „wsadem”, z wybijającymi się na pierwszy plan surowymi pieczarkami po to, aby kelnerka uzupełniła na Twoich oczach całość bulionem 🙂
W smaku dominuje majeranek i wędzony boczek. Przypomina nieco swojską grochówkę, choć to tylko trick, złudzenie, sztuczka. To żurek, jakiego nigdy wcześniej nie jedliście. Wysublimowane, świeże i odkrywcze.
Sandacz. Wspaniała królewska ryba, której sposoby przyrządzania przepadły w mrokach historii. Próbowałem dziesiątki razy. Efekt zawsze ten sam – nieudolny.
Ale to były Sztuczki. Pełne smaku, pomysłu, aromatu i zabawy. Złocisty sandacz w towarzystwie puree ziemniaczanego i kalafiorowego, każde zaserwowane osobno. Plus absolutnie zjawiskowe żółtko sous vide w roli sosu. Przepiękne, przepyszne i dopasowane smaki, które jednak byłyby niczym, gdyby nie malutki i dość pospolity dodatek. Surowe liście brukselki, niczym zaczarowane magiczną pałeczką, dodały daniu niespodziewanej chrupkości.
Uczta dla zmysłów i orgazm dla kubków smakowych.
W ekstra luksusowych restauracjach w Polsce i Europie rachunki bez problemu przekraczają 500 euro. Myślicie, że w Sztuczce było podobnie?! Mylicie się. Ceny nie są co prawda barowe, ale też nie zrujnują Waszego portfela jednorazowym wyjściem. Dostaniecie przyzwoity wybór win i specjalną kartę z menu dla dzieci. To niezwykły wyjątek na mapie polskich restauracji – spróbujcie poprosić o kartę dla pociech u Amaro albo bardziej przyziemnie u Przemka Błaszczyka w Bistro Manana?! Co więcej, dania chłopców były przepięknie skomponowane i miło było patrzeć jak jedzą ze smakiem 🙂
Na koniec mam jedną, małą prośbę. Nie bądźcie pretensjonalni. Wiem, pokusa jest wielka. Top Chef i w ogóle popularność. Ale nie, nie bądźcie. Gdy klient prosi o porcję sałaty z pomidorem i ogórkiem, to nie częstujcie go czerstwym tekstem o nie sezonowości, bo odgryzie się prośbą o ogórki i kapustę kiszoną, czym wprawi Was w konsternację. Nie ma, prawda?! Proszę 😉 Zwłaszcza, że i sałata i pomidor i ogórki macie w karcie cały czas. Umawiamy się, ok!?
Restauracja Sztuczka, ul. Antoniego Abrahama 40, Gdynia