Jaki jest najkrótszy przepis na porażkę? Wybrać wąską specjalizację i spaprać sprawę. Takie proste i takie trudne zarazem. Doprawdy, nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi, ale być może to nie jest obowiązkowe.
Zielona Gęś specjalizuje się w… gęsinie. Uff, ciężko było zgadnąć 😉
I super. Smaczne, kruche i dietetyczne mięso powoli wraca na nasze stoły.
Nie ukrywam, że lubię 🙂 Żałuję tylko, że nie ma gdzie zjeść porządnie i ze smakiem.
Zatem przy okazji niedzielnego obiadu, zamówiłem żołądki gęsie, zupę jarzynową i pierś, oczywiście z gęsi.
Najpierw kuchnia kazała czekać półgodziny na zupę, potem zaserwowała wyciągnięte z wody i ciepnięte byle jak na talerz żołądki. Ani smaku, ani prezentacji, ani pomysłu na danie. Dlaczego u licha nie pokuszono się choćby o odrobinę sosu. Niechby i nawet chrzanowego, dla zaostrzenia smaku?!
Ale to jeszcze nic.
Po godzinie od złożenia zamówienia na stół wjechała gęś z buraczkami i kluseczkami. Pysznie, czyż nie?! Otóż nie. Sucha, twarda, stara – jednym słowem, podobna w smaku do papieru toaletowego pierś wywołała natychmiastowe mdłości. Talerz, w tempie ekspresowym, wrócił do kuchni. Takich bezeceństw nie można zostawiać bezkarnie.
W ramach przeprosin i rehabilitacji kuchnia zaproponowała pierogi z kasza gryczaną i gęsiną. Z ochotę zabrałem się za konsumpcję, bo i głody byłem już fest.
Szło nieźle, aż do chwili, gdy… wyciągnąłem z pieroga długaśny włos.
Wszystko mi opadło. I o ile włos da się jakoś wytłumaczyć – przypadek, pech, etc. – to beznadziejnie suchej i twardej gęsi już nie. Choć chwileczkę, w zasadzie się da – chciwością.
Opuszczałem, skądinąd miłe w wystroju miejsce, głęboko przekonany, że chcieć to jedno, a umieć to drugie.
Restauracja Zielona Gęś, Bielska 2, Katowice-Murcki