Będąc ostatnio w Bielsku-Białej napadła mnie, przyznaję znienacka, ochota na burgera. Szybkie googlowanie i już. Najlepiej karmią w MOMO twierdzą użytkownicy tripadvisora. Jedno kliknięcie – wyznacz trasę – jedziemy.
Dotarliśmy wprost na tzw. mały rynek. Widok jaki zobaczyliśmy spowodował szeroki uśmiech. Dawna przeszłość z odrapanymi kamienicami, menelstwem i uryną ustąpiła miejsca świeżym, nowoczesnym ogródkom, pubom, restauracją i kawiarniom. WOW! Przemiana z Mr Hyda w dr Jekylla 😉 Very nice 🙂
Momo znaleźliśmy nieopodal, w bocznej uliczce. Trafiliśmy bez pudła a zaprowadziły nas stoliczki wystawione wprost na bruk.
Niewielkie wnętrze to kolejna odsłona mody hipsterskiej. Jest ok 😉
Karta krótka – i bardzo dobrze – burgery, sałatki i lemoniady.
Szybko zamówiliśmy sezonowego Sztosika, sałatkę z gruszką i orzechami oraz mini wołowy.
Momo, w odróżnieniu od innych burgerowni nie podaje frytek w cenie, ba nawet nie mają ich w ofercie. Ale to nie problem. Po sąsiedzku, tuż obok Momo jest Multy Coolty oferujące … frytki belgijskie. Czyli spoko 🙂
Na miecho nie trzeba było długo czekać. Dostałem wielką bułę, mnóstwo sosu i suszonych pomidorów ale mięsa jakoś nie mogłem znaleźć 🙁
Aż tu nagle jest! Udało się je wygrzebać. Zamarłem – zamiast soczystej, świeżutkiej wołowinki dostałem zbity, płaski pantofel w „gigantycznym” rozmiarze 100 g. No nie, gdybym chciał takie coś to bym wbił w navi najbliższego Maca a nie modne bistro.
Pomijając nawet ten fakt – ostatecznie info jest w menu, choć z drugiej strony nie przyszło mi nawet do głowy gdy kelnerka pytała: zwykły czy double, że to ten drugi będzie w rozmiarze oczywistym – burger wyglądał jak nie przymierzając – rzygowiny. Za dużo sosu, za mało umiaru. Ohyda 🙁
Szkoda. Z Momo jest jak ze słynnym powiedzeniem rosyjskiego generała: Chcieliśmy dobrze a wyszło jak zawsze…
Momo Grill, Podcienie 2A, Bielsko-Biała