Apelsin – nazwa przynajmniej dla nas Polaków cokolwiek dziwna. Wygląd restauracji już trochę mniej. Nie sposób jej nie zauważyć. To ogromny, górujący nad jałtańskim nabrzeżem – statek wikingów. 🙂
Wow, coś niesamowitego. W pierwszym momencie zapiera dech w piersiach, jest tak nieoczywisty.
Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to miejsce z sushi barem – tak bardzo popularnym na Ukrainie. Ale nie, to była tylko zmyłka błądzącego umysłu. Apelsin to doskonała restauracja w stylu fusion.
W środku wygodnie i mięciutko. Można rozsiąść się albo tuż nad wodą, albo nieco w głębi. Jest wysoko. Miła obsługa wita już na wejściu. 🙂
W karcie na próżno szukać smaków kuchni ukraińskiej – tu królują kolory kuchni śródziemnomorskiej. Wybrałem fish soup i grillowaną doradę. I o ile zupa była bardzo dobra, świetnie przyprawiona i bogata w dodatki, o tyle dorada wspięła się na wyżyny sztuki kulinarnej. Pamiętam ten smak do dziś – a minęło już trochę czasu. Cudownie soczyste, ale nadal sprężyste białe mięso rozpływało się w ustach. Poczułem się podobnie, jak krytyk kulinarny w słynnej kreskówce Ratatouille. Świat zatrzymał się, by chwilę później zawirować. Tak niezwykły był to smak. Najlepsza ryba jaką kiedykolwiek jadłem i nie zawaham się tego napisać – najlepsze danie, jakie miałem okazję próbować!
Od tamtej pory wszystkie ryby porównuję do tej jednej wyjątkowej.
Zatem jeżeli zaniesie Was jakimś cudem do Jałty, choćby tylko na chwilę, to koniecznie, ale koniecznie odwiedźcie to miejsce. Odżałujcie kilka hrywien więcej. Warto bardziej niż gdziekolwiek indziej 🙂 Nie będziecie zawiedzeni.
Grand Cafe Apelsin, Jałta