Znacie takie uczucie gdy rozbuchany apetyt skutecznie podsycany medialnymi doniesieniami nie pozwala Wam spać.
Gdy z tyłu głowy nieustannie kołacze Wam myśl, że jeszcze nie byliście w miejscu, które wszyscy podziwiają i nie ustają w ochach i achach?
Długo, choć cierpliwie czekałem na wyprawę do Tarnowskich Gór. Już w drodze ostrzyłem sobie zęby na myśl o pysznej kolacji.
Wysmakowane, oryginalne wnętrze z nagimi cegłami i bordowymi pikowanymi kanapami tylko podsycały mój apetyt.
Mina zrzedła mi nieco gdy na stole zobaczyłem koszyczek … ze sklepowymi sosami a kelnerka nie przyniosła czekadełka. Zapominała!?
Zamiast amus – bouche dostałem zamówiony pasztet. Co tam pasztet? Ordynarne pasztecisko podane z gracją pijanego furmana. Dziwnie gąbczasty i przesuszony, bez odrobiny sosu. Serio!? Takie rzeczy podają w wyszukanym Brick-u? Nie wierzę!
A jednak. Przesolona zupa rybna z chamskimi grzankami potwierdziła najgorsze obawy – taki tu mają standard.
W zasadzie powinienem wyjść bez dania głównego. To co zobaczyłem nie tylko wołało o pomstę do nieba ale i obrażało wszystkie moje kulinarne doznania. Stek, oczywiście przeciągnięty choć nie to było najgorsze. Danie za prawie 60 plnów wyglądało jakby kucharz – „brudną szmatą” – od niechcenia „ciepnął” coś na talerz. No nie, bardzo przepraszam ale tego już za wiele i przeprosinowa lemoniada, nawet jeżeli była niezła, tego nie zmieni.
Nominuję do klapy roku i apeluję – unikajcie tego podłego wyszynku!
Restauracja Brick Krakowska 18, ul. Krakowska 18, Tarnowskie Góry