Długo zabierałem się za tę recenzję. Gdy już miałem pisać coś zawsze stanęło na przeszkodzie i/lub było ważniejsze. Nie chciałem jednak odpuścić. Spędziłem w Młynie cały weekend i „przeleciałem” menu z dołu do góry i wzdłuż i wszerz. No prawie.
Lata wstecz mijałem Młyn regularnie w drodze na Suchą Beskidzką. Nie był wtedy oczywiście Młynem a rozpadającą się halą z czerwonej cegły, w której sprzedawano meble sprowadzane z Holandii. Prawie nowe 😉
Dziś urósł, wypiękniał i stał się prawdziwą, przydrożną ozdobą. A propos. Przydrożne położenie to jego największy mankament. Hałas, niebezpieczeństwo, zwłaszcza dla dzieci i brak terenów do spacerowania. Nie tego szukam na „wsi”.
Wnętrza mogą się podobać. Szkło, stal, cegła. Naprawdę solidne trzy gwiazdki. O, hotel ma cztery, ups 😉
No dobrze oprócz atmosfery liczy się przede wszystkim kuchnia! Młyn Jacka jest w tym względzie konsekwentny. Dobre, fajnie skomponowane dania przeplatają się z niejadalnymi lub zwyczajnie przeciętnymi.
Niezwykłej terrine z sosem z czarnej porzeczki, przypominającej wypisz wymaluj zielony pumeks ale obłędnie smakującej towarzyszy suchy i przeciągnięty łosoś. Albo wyjątkową i aromatyczną kaczkę confi zestawiają z beznadziejnym, mało słodkim tiramisu a obok uroczej, różowoczerwonej terrine (znowu) z szynki można nadziać się na wyschniętym niczym tartaczny wiór schab!?
Szkoda. Nawet dziś, już po opadnięciu emocji zastanawiam się czy jedzenie było bardziej smaczne czy bardziej beznadziejne.
Ale z drugiej strony gdy już smaki się połączą i trafią w przysłowiową dyszkę a wspaniały pomidorowo-paprykowy sos otoczy całość kołderką to jakiś idiota położy na talerzu lodowato zimne, wyciągnięte 10 s wcześniej z lodówki ruloniki. Mój Boże!
Dobrze, że chociaż Bielucha przypadła mi do gustu. Delikatny barszcz biały umiejętnie łączący lekkie smaki z koperkiem i wędzonką, która jednak nie dominuje nad całością.
Wyjazd kulinarnie uznał bym ostatecznie za stracony gdy by nie imponujący bar. WOW! I nie chodzi o ilość a o jakość. 20-letni kolumbijski Dictador, legendarna, niesamowicie torfowa Octomore 7.1, czy klasycznie wspaniały drink Old Fashioned. Plus zaangażowany i znający się na swoim fachu barman.
W takim towarzystwie wieczór musiał skończyć się syndromem dnia wczorajszego, o jej napisałem to, no masz a miałem tylko pomyśleć 😉
MŁYN JACKA Hotel & Spa****, Jaroszowice 234, Wadowice