Ze smutkiem przyznaję, że nie przepadam za Francuzami. Irytuje mnie szczególnie ich niechęć do używania innego, poza własnym, języka. Czekam na słodką zemstę gdy w Polsce podejdzie do mnie obcokrajowiec, który z francuskim akcentem będzie kaleczył język angielski. Ależ to będzie piękna chwila!
Ostatnio kolejny kamyczek do koszyczka z napisem No French dorzucił pobyt w Paryżu. W legendarnej stolicy kulinarnej Europy, w narodzie miłośników żabich udek, ślimaków i brioche, wśród ludzi uwielbiających jeść, których dania są wzorem dla całego świata znalazłem – UWAGA – trzy, słownie 3, wegańskie knajpki 🙁 , z których jedna była zamknięta, a do drugiej ostatecznie nie dotarłem.
Rozpacz i bezsilność.
Ratowałem się jak mogłem głównie u „Turka” gdzie ogromny, wegetariański talerz był jak balsam na moje zmęczone po zwiedzaniu nogi, i jak na paryskie standardy, przystępnie niedrogi.
Kusiło mnie jednak aby wpaść do jedynej w całym Paryżu wegańskiej burgerowni. Byłem ciekaw jak serce kulinarnej Europy wypadnie na tle naszego, katowickiego NieInaczej.
Po „wielogodzinnej” podróży metrem i kilkunastominutowym spacerze z kluczeniem, oto On – dumny HANK BURGER!
Hmm jakiś taki mały.
A do tego brudny, odrapany i ciasny. Brryyy. Okropne wnętrze choć z pięterkiem. Poczułem się jak na tajnych kompletach podczas II WŚ lub w więziennej celi, bo tak ją sobie wyobrażam.
No i jak się mają paryskie burgery do katowickich? Które lepsze? No jasne, że te z Tylnej Mariackiej choć jedna rzecz mnie ujęła.
Zdecydowałem się na wegańską imitację mięsa i wiecie co!? Burger smakował jak dobrze wysmażona wieprzowina. Identycznie! Nie jestem fanem takich rozwiązań ale trzeba przyznać, że było nieźle 🙂 Do tego klasyczny Colesław i pieczone ziemniaczki – uwaga panierowane w mące. Efekt końcowy widać na zdjęciach. W oczy rzuca się krzywo przecięta buła i niewielka ilość dodatków.
Miło było po kilku dniach zjeść coś prawdziwie wegańskiego ale więcej tam nie wróciłem, „Turek” lepiej rokował 😉
HANK BURGER, 55 rue des Archives, 75003 Paris