Swoboda przemieszczania się, wolność parkowania i biwakowanie pod gwiaździstym niebem. Wspaniała bajka dla każdego kto kocha podróże. Kto by nie chciał zakosztować takiej przyjemności!? No kto! Ja chciałem i to dwa razy. Niestety w obu przypadkach wynajmujący kampera okazał się być, delikatnie mówiąc, mało profesjonalny.
Przypadek nr 1 – Ford Transit – wypożyczający: Krzysztof z Czerwionki-Leszczyny, OLX
W okolicach kwietnia 2019 r. w popularnym serwisie znalazłem ciekawie wyglądające ogłoszenie o wynajmie kampera zabudowanego na bazie Forda Transita, z pokaźnym 170km silnikiem dla 4 osób. Przyjechałem, obejrzałem, wpłaciłem zaliczkę i spokojnie czekałem na moment odbioru. Dwa dni przed ustalonym terminem zadzwoniłem do wynajmującego aby upewnić się, że wszystko jest ok – było. Wobec tego, ze spokojem duszy, zapakowaliśmy wszystko co niezbędne – a było tego sporo, w tym talerze, sztućce, pościel i wiele innych niezbędnych rzeczy do kartonów, które rozłożyliśmy w salonie. I nagle, na godzinę przed odbiorem zadzwonił właściciel i poinformował, że kamper się zepsuł. Zostaliśmy z pakunkami ale bez możliwości wyjazdu. Wynajmujący szczególnie się nie przejął sytuacją, powiedział, że innego auta nie ma ale, że odezwie się następnego dnia bo zaprzyjaźniony mechanik ma szybko naprawić auto. I tyle go widziałem – a raczej słyszałem. Zadzwonił dopiero po czterech kolejnych dniach i bez żenady poinformował, że już mogę odebrać kampera (sic!) W tamtym czasie byliśmy już w podróży. Mimo niedzieli znalazłem inne auto, z innej wypożyczalni, oczywiście drożej ale trzeba było ratować wakacje. Żałuję tylko, że nie wyciągnąłem nauki z tej sytuacji i spróbowałem raz jeszcze.
Przypadek nr 2 – Yolo Vans, wypożyczający: Dariusz
W obliczu światowego lockdownu z powodu pandemii Koronawirusa, po rodzinnej dyskusji zdecydowaliśmy, że spróbujemy ponownie wypożyczyć kampera a raczej kamperovana. W tamtym czasie na youtubie wpadły mi w ręce obrazki z życia vanlifersów i spodobało mi się. Chcieliśmy jechać na Słowację – mnóstwo kempingów – lu, w opcji awaryjnej, gdyby granice były nadal zamknięte, dookoła Polski. Idealne rozwiązanie w trudnych czasach. Znajomi polecili nam firmę z Dąbrowy Górniczej – Yolo Vans. Właściciel pokazał nam nowiutkiego Peugeota Boxera w zabudowie z klasycznym łóżkiem z tyłu i składanym stolikiem oraz z drugi łóżkiem opuszczanym z sufitu w przedniej części auta. Znaliśmy to rozwiązanie i wiedzieliśmy, że się sprawdza. Zdecydowaliśmy się na podpisanie umowy. Wynajmujący wymagał wpłaty całej kwoty najmu na 30 dni przed odbiorem kapera oraz kaucji na dzień przed. Wywiązałem się z umowy co do joty. Podczas rozmowy opowiedziałem historię sprzed roku. Właściciel był zaskoczonym naszymi przygodami i zapewniał, że działa w inny sposób. Ale historia lubi się powtarzać. Termin odbioru był ustalony na sobotę, 15 sierpnia ( Święto Wojska Polskiego). Kaucję wpłaciłem dopiero po tym jak upewniłem się telefonicznie, że auto faktycznie będzie dostępne (czwartek). Kolejnego dnia właściciel zadzwonił i jeszcze raz zapewniał, że auto jest na miejscu i że mogę je nawet odebrać kilka godzin wcześniej. Super. Spakowaliśmy się podobnie jak rok wcześniej gromadząc rzeczy w kuchni i salonie. Następnego dnia rano żona zawiozła mnie do Dąbrowy Górniczej i nie czekając – przecież wszystko było ok – wróciła aby nas dopakować a ja zająłem się dopełnianiem formalności. Po przejściu przez obsługę bagażnika, toalety, markizy, zbiorników na wodę czystą i szarą, weszliśmy do środka i tu zaskoczenie – nie ma drugiego łózka, tego opuszczanego spod dachu!? Dopytuje o to właściciela a ten lekko zmieszany wyciąga z bagażnika piętrowe łóżeczko polowe montowane do przednich foteli. Już na pierwszy rzut oka widzę, że moi 12 i 13 letni synowie się nie zmieszczą może gdyby mieli po 5-6 lat ale 13 latkowi nogi wystawały poza auto!
Wyjaśnienie sytuacji z właścicielem trwało kilka godzin. Twierdził, że „nasze auto” utknęło na granicy z Chorwacją i nie może wrócić bo zamknięto większość przejść granicznych – nie udało mi się potwierdzić tych rewelacji. Wynajmujący nie potrafił także powiedzieć kiedy auto wróci, co dziwi bo wg. map googla taka podróż trwa mniej niż 10h. Przypuszczam, że „nasze” auto zwyczajnie wypożyczył komuś innemu ignorując podpisaną umowę.
Nigdzie nie pojechaliśmy – święto narodowe skutecznie uniemożliwiło zalezienie jakiejkolwiek alternatywy. Co prawda po interwencji wyjmujący zaproponował samochód zastępczy ale najwcześniej od wieczora następnego dnia i to pod warunkiem, że wróci całe. Dodatkowo w tej opcji dwa łózka piętrowe zamontowano w tylnej części pojazdu skutecznie eliminując do minimum i tak już ograniczoną przestrzeń do życia. Nie takie auto miałem wynająć.
W tej przykrej sytuacji szczególnie zbulwersowało mnie to, że przez kilka dni wynajmujący utrzymywał mnie w przekonaniu, że wszystko gra, auto jest i nie będzie żadnych problemów. Gdyby zadzwonił i uczciwie wyjaśnił sytuację przedstawiając dostępne opcje to po pierwsze: moglibyśmy się spokojnie zastanowić co robić dalej, a po drugie: mielibyśmy czas na szukanie innych rozwiązań. A tak po raz drugi, rok po roku zostaliśmy sami pośród spakowanych kartonów.
Rzecz jasna ogarnęliśmy temat – szybki lot na Teneryfę ale nie to planowaliśmy i nie tego chcieliśmy. Opcje przedstawione przez wynajmującego były nie do przyjęcia także z powodu całkowitej utraty zaufania – wprowadzał nas w błąd przez kilka dni. Na koniec zobowiązał się do pokrycia części kosztów wyjazdu na Kanary ale następnego dnia znikł.
Dwa razy, rok po roku podchodziłem do tego tematu. Niemal kropka w kropkę historia się powtórzyła. Wynika z tego, że wynajmowanie kampera/kamperovana jest jak rosyjska ruletka: albo się uda, albo się nie uda. Moim zdaniem problem leży w braku jakiejkolwiek odpowiedzialność wynajmujących – najwyżej oddadzą pieniądze, wiedzą o tym i w razie problemów rozkładają ręce i mówią, parafrazując zdanie ze słynnego filmu: Nie mamy Pańskiego kampera i co nam Pan zrobi 🙁