Coraz więcej turystów przyjeżdżających w Beskidy trafia do Żywca. Pomaga nie tylko słynny browar ale i zamek należący dawniej do Habsburgów oraz wyremontowany rynek. Miasto jest stare, bardzo. Jego historia sięga 750 lat wstecz i ma wszystkie atuty aby stać się nową, turystyczną stolicą Śląska. Zabytki, tradycja i jezioro już są a co z restauratorami? Przekonajmy się.
Spędziłem w Żywcu nieco ponad tydzień. Wystarczająco długo aby poznać wszystkie kulinarne atuty tego niewielkiego miasteczka. Restauracje i bary skupiają się – co oczywiste – wokół rynku ale i poza nim można trafić na coś niezwyczajnego.
Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że brakuje w Żywcu dedykowanej kuchni wegetariańskiej lub wegańskiej. Naciąłem się nawet w barze mlecznym Krówka – kiedyś w takich miejscach posiłki były wyłącznie wegetariańskie a dziś – pulpety, placki z gulaszem i inne mięsne wynalazki. Nie znaczy to, że było niesmacznie albo, że nie polecam tego miejsca, wręcz przeciwnie ale weganin w Żywcu jest skazany na samego siebie. Jedyna jaskółka to Rynek 19 Bistro na rynku z bardzo krótkim wyborem dań wege. Uff chociaż tyle, szkoda tylko, że daleko im do doskonałości.
Wracając do wywołanego baru mlecznego. Krówka ma oryginale wnętrze, niskie ceny, mięso w menu i chrupiące placki ziemniaczane z pysznym sosem pieczarkowym. Nic dodać, nic ująć. Po prostu warto 🙂
Idąc dalej na rynku odwiedziłem Cukiernię Ania oraz Rynek 19 Bistro. Cukiernia, w której wszystko jest problematyczne nawet złożenie zamówienia, na które potem się czeka w nieskończoność zraża na dzień dobry więc nie ma się co rozpisywać. Natomiast bistro zachwyciło moją żonę, która rozpływała się w achach i ochach nad sałatką z wędzoną kaczką. Mnie za to w udziale przypadły testy menu jarskiego. Skusiłem się na krokieciki i burgera z polentą. I cóż – ani jedno ani drugie nie było zachwycające. Poprawne ale nie porywające. Trochę szkoda ale może faktycznie zapotrzebowanie na takie dania w Żywcu jest niewielkie i nie ma się co starać? Być może.
Ostatnim miejscem w jakim jadłem w centrum była włoska kanajpeczka Parole del Gusto. Najbardziej zaskakująca jest jej lokalizacja na tyłach marketu z widokiem na bloki 😉 Nieźle. Kulinarnie przyzwoicie choć jak to w Żywcu nie rewelacyjnie. Bruschetta w trzech wersjach zjadliwa pod warunkiem, że nie weźmiecie do ust tej z bakłażanem – brr, co za świństwo – a spaghetti z zielonym groszkiem prawidłowo utopione w oliwie, choć makaron był nieco rozgotowany. Ergo może być.
Poza ścisłym centrum trafiłem jeszcze do Zajazdu Beskidy przy głównej drodze, gdzie zjadłem przyzwoite śniadanie. Ale uwaga co weekend odbywają się tu wesela i inne „masowe” imprezy. Jeżeli nie jesteście gościem jednej z nich to może to być uciążliwe, zwłaszcza, że parking jest niewielki za to pokoje są na tyle komfortowe, że można się wyspać 🙂
I wreszcie crème de la crème, miejsce bez którego pobyt w Żywcu byłby przeraźliwie przeciętny i banalny – HOTEL ŻYWIECKI.
Przyjechałem tam prosto z Beskidzkiego Topora, gdzie w przyzwoitym czasie pokonałem ponad 20 km po górach. A ponieważ następnego dnia miałem trening rowerowy na trasie Diablaka – 90 km i ostre podjazdy to zależało mi na basenie aby dać odpocząć mięśniom. Wjeżdżam na teren ośrodka i zonk – budynek główny i jakiś jeszcze jeden dodatkowy.
– Kurcze, pewnie będę dymał w szlafroku przez podjazd na basen, mać – pomyślałem i nabuzowany wkroczyłem do recepcji.
– Gdzie jest basen? – zapytałem
– Tu, na miejscu, podobnie jak Pański pokój – recepcjonistka promiennie się uśmiechnęła. – Spokojnie, zajmiemy się Panem – dodała
– Aha – odburknąłem, bo nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. – A do której basen jest czynny? – Do 21 ale możemy go dla Pana przedłużyć. Czy życzy pan sobie?
Chyba się przesłyszałem, zwykle w Polsce w hotelach wszystko jest problematyczne a tu taka owartość. Niesamowite. Nie zdążyłem ochłonąć gdy padło kolejne pytanie.
– Napije się Pan kieliszek Prosecco?
– Eeee, ten tego, no pewnie – wydukałem kompletnie zaskoczony
I gdy siedziałem oszołomiony i wybierałem numer do żony, znanej miłośniczki włoskiego trunku dostałem po głowie jeszcze raz.
– Panie Marcinie mamy dla pana mały prezent od hotelu – masaż, na którą godzinę pana umówić? – recepcjonistka nie przestawała się uśmiechać.
Umarłem z wrażenia. I wiecie co? To jest w tym hotelu standard. Rozpieszczanie klientów, promocje, dodatkowe usługi, zniżki na kolejne noclegi, darmowe masaże, etc I nie trzeba być VIP-em, wystarczy przyjechać. A ceny. Pewnie fukniecie, że drogo – otóż taniej niż w innych czterogwiazdkowych hotelach. I co Wy na to? Moim skromnym zadaniem jeden z najlepszych hoteli w polskich górach z rewelacyjnymi widokami i położeniem na stoku góry.
Pozostaję zachwycony 🙂
I tyle tej żywieckiej przygody. Po wielu latach odkryłem to miasto na nowo.
Hotel Żywiecki**** Medical SPA & Sport, Kępka 3, 34-331 Przyłęków k/Żywiec
Zajazd Beskidy, Kopernika 52, Żywiec
Bar mleczny Krówka, osiedle Parkowe 9a, Żywiec
Rynek 19 Bistro, Żywiec
Cukiernia Ania, Rynek 18, Żywiec
Parole del Gusto, osiedle 700-lecia 9, Żywiec