Przyglądając się Zajazdowi Piastowskiemu, na myśl przychodzą mi późne lata 90. Sądzę, że to wtedy po raz ostatni remontowano to miejsce. Mimo oldskulowych wnętrz i budzącej lekki, ale sympatyczny uśmiech obsługi, lokal ma kilka atutów.
Klasyka i tradycja przyjęć okolicznościowych jest tu nadal żywa. W kuchni królują wszelkiej maści roladki, zawijasy, patery, majonez i sałatka warzywna. Obsługa w tradycyjnych białych koszulach i czarnych kamizelkach zachowuje się prawie jak ta ze słynnych Zaklętych Rewirów, z młodym Markiem Kondratem. Jest uprzejma, pomocna i używa zwrotów: Służę Panu. Doskonałe miejsce na przyjęcie w stylu naszych rodziców, z wódeczką i przekąseczką.
Potrawy skomponowano poprawnie, ale bez polotu. Próby sięgnięcia po bardziej wyrafinowane kompozycje się nie udają. Kucharz trudno radzi sobie także z zamówieniami z poza karty. Umie zrobić to, czego go nauczyli, reszta to rocket science.
Próbowałem roladek – a jakże – z łososia ze szpinakiem i tradycyjnie pieczoną kaczkę. Ta ostatnia była wyborna. Miękka, przyjemna na podniebieniu i smaczna. Łosoś nie był zły ale współczesna kuchnia omija podobne połączenia.
Na koniec jedna, ale ważna rzecz. Sos winegret na bazie musztardy. Najlepszy jaki kiedykolwiek jadłem. Był cudowny. Do tego stopnia, że wywoływał orgazm w moich kubkach smakowych.
I po to warto wrócić do Zajazdu Piastowskiego 🙂
Restauracja w Hotelu Zajazd Piastowski, ul. Słoneczna 3, Kazimierz Dolny