Gdy po raz pierwszy pisałem o tej restauracji to sądziłem, że ma potencjał. Niewiele się zmieniło. Potencjał nadal jest choć z wykonaniem bywa różnie.
Cadenza to wysmakowane wnętrze dobrze dopasowane do świetnej architektury NOSPR-u i kuchnia napompowana ambicjami. Cieszę się, że Restaurant Week wyzwala u naszych restauratorów takie emocje.
Na początku naszej przygody miła niespodzianka – amuse bouche – udane połączenie musu z selera z olejem lnianym i ciasteczkiem maślanym. Miłe tym bardziej, że podczas RWS to rzadkość.
Dalej była zupa z ogonów oraz pasztet z fasoli. I tak po kolei: bulion warzywny przeciętny, płaski w smaku, zdecydowanie zabrakło przypraw i odrobiny ostrej nutki a mięso z wieprzowych ogonów suche (sic!) i twarde natomiast pasztet jak to pasztet także przesuszony (nadzienie z buraka nie pomogło) ale mimo to strasznie smaczny zwłaszcza w kontekście rewelacyjnie chrupiącego chipsa.
Dania główne ale zanim o nich to kolejna niespodzianka. Zupa z buraka. Niezwykle sympatyczny i niespodziewany przerywnik. Extras od kuchni za wybrzydzanie przy ogonach. Doceniam i dziękuję 🙂
Krem z buraka z opalizującą konsystencją przypominającą płynne srebro zachwycał kolorem niekoniecznie smakiem – poprawny, choć mało pieprzny. Ser kozi solankowy – oczywisty dodatek nie przeszkadzał. Tak czy inaczej konsystencja absolutnie niezwykła.
Kaszanka i plaster selera jako dania główne. Pojedynek wygrał w cuglach seler. Chrupiące i jędrne warzywo w towarzystwie orzechów, grzybów i sosu sezamowego wraz ze świeżymi liśćmi botwinki wybijało się na tle innych potraw a dobrze zbalansowane smaki dały wielką przyjemność z jedzenia 🙂
Kaszanka a właściwie Boudin Noir sprawił nieco kłopotu. Zaanonsowany przez obsługę jako kaszanka rozczarował. W całej porcji nie było ani grama kaszy! Dopiero po powrocie do domu okazało się, że to nie do końca miała być kaszanka w rozumieniu śląskiego krupnioka. Niewiele to jednak zmienia bowiem to fantazja się nie udała, oj nie 🙁 Za dużo rzeczy na talerzy a za mało klasy. Kaszanka bez kaszy przypominała słaby pasztet. Całość rozczarowała. Wielkością bardziej przypominało przystawkę niż danie główne, no i podano chłodne. Jestem na nie.
Wieczór zakończył z przytupem – to fakt – deser. Już sam pomysł aby do konfitury i kogla-mogla wrzucić śmierdzący jak stara skarpeta ser jest oględnie mówiąc kontrowersyjny. Tym niemniej był to niezapomniany, inny niż wszystkie, mało słodki a bardziej wytrwany odjechany smak.
W sympatycznym spędzeniu wieczoru nieco przeszkadzał hałas i to mimo zajętych raptem 3 stolików. Dziwne. Ciekawe czy Cadenza poprzestanie tylko na potencjale…
Restauracja Cadenza, Katowice, pl. Wojciecha Kilara 1, budynek NOSPR