Wyspiarska kuchnia jest uboga!? Nie bardziej mylnego. Z niedoborów powstają prawdziwe majstersztyki. I mimo, że ciężko je odnaleźć – na Majorce króluje pizza, pasta i pescado fresco – to warto się natrudzić bo nagroda jest wyjątkowa.
Słoneczna Teneryfa, plaża, kolorowe drinki i święty spokój. Zachęcające, prawda? Ostatnie wakacje, z przymusu spędziłem w hotelu all inclusive. Od razu uprzedzę – nie przepadam za takimi miejscami. Z doświadczenia wiem, że drinki są kiepskie a jedzenie słabe. Czy i tym razem tak było? Przekonasz się jeżeli doczytasz do końca 🙂
Swoboda przemieszczania się, wolność parkowania i biwakowanie pod gwiaździstym niebem. Wspaniała bajka dla każdego kto kocha podróże. Kto by nie chciał zakosztować takiej przyjemności!? No kto! Ja chciałem i to dwa razy. Niestety w obu przypadkach wynajmujący kampera okazał się być, delikatnie mówiąc, mało profesjonalny.
Mediolan w porze kolacyjnej. Zmierzałem do upatrzonej wcześniej trattorii z zachęcającym napisem na drzwiach wejściowych: autentyczna kuchniach włoska gdy nagle, tuż po wejściu okazało się, że to miejsce prowadzi …para Azjatów, w dodatku nie mówiąca po angielsku. Nie było innego wyjścia jak się grzecznie wycofać.
Położona między Węgrami a Morzem Czarnym Rumunia jest najbiedniejszym państwem UE. PKB na mieszkańca jest o jedna trzecią mniejsze niż w Polsce. Poza tym, mało zaszczytnym tytułem, Rumunia jakiej nie znacie, to nie tylko duch Ceaușescu, trasa transfogarska i nierówne chodniki. Rumunia to Dunaj, Góry oraz zaskakujące i słoneczne wybrzeże. Z południa Polski do Konstancy jest 1650 km. Czy warto?
Wszyscy słyszeliście o tapas – jestem tego pewny. Nawet w kraju nad Wisłą na wódkę i śledzia szemrani znawcy z poczuciem wyższości mawiają: tapasy. O co w tym wszystkim chodzi i dlaczego nie zapałałem miłością do Katalończyków przeczytacie już teraz, w nowym wpisie z podróży.
Ze smutkiem przyznaję, że nie przepadam za Francuzami. Irytuje mnie szczególnie ich niechęć do używania innego, poza własnym, języka. Czekam na słodką zemstę gdy w Polsce podejdzie do mnie obcokrajowiec, który z francuskim akcentem będzie kaleczył język angielski. Ależ to będzie piękna chwila!
Ze stolicy Górnego Śląska do Terchowej jedzie się mniej więcej dwie i pół godziny. Po drodze mamy Bielsko, Żywiec i dawne przejście graniczne w Zwardoniu. Droga jest przyjemna i nie kłopotliwa choć S1 nadal nie dokończyliśmy. Za to przekraczając Beskidy można się nieźle zdziwić.
UWAGA ten wpis może się Wam nie spodobać. W Crnej Gore spędziłem kilka dni i do teraz mam torsje. Głośno, brzydko i wściekle gorąco – to tak pokrótce. Czarnogórcy są szorstcy, antypatyczni i chamscy. Miasteczka są niejakie i częściowo opustoszałe a owoce morza śmierdzą. Wybrzydzam!? To poczytajcie!
Coraz więcej turystów przyjeżdżających w Beskidy trafia do Żywca. Pomaga nie tylko słynny browar ale i zamek należący dawniej do Habsburgów oraz wyremontowany rynek. Miasto jest stare, bardzo. Jego historia sięga 750 lat wstecz i ma wszystkie atuty aby stać się nową, turystyczną stolicą Śląska. Zabytki, tradycja i jezioro już są a co z restauratorami? Przekonajmy się.
Wakacje w pełni. Miasta opustoszały, ludzie wyjechali a ulice wyglądają jak leniwe popołudnia na obrazach Giorgio de Chirico. Aż chce się żyć!
W Maghrebie rządzi mięso. Wołowina, jagnięcina, kurczak, wątróbka. Pieczone, smażone, grillowane. W bułce, z patyczka lub z frytkami. W restauracjach, barach i z ulicznych straganów w Medynach (zabytkowe części w miastach Maroka). W ogromnych ilościach.
Punktualnie, 1 sierpnia, ruszyliśmy na zachód. Trasę tegorocznych wakacji wyznaczył nam nieprzetarty jeszcze szlak kulinarny. Cesenkova z grzankami zjedliśmy zaraz na początku, bratwursta dostaliśmy w Gasthofie z przepięknym widokiem na skocznię a prosciutto, espresso i pasticceria… a to już całkiem inna historia.
Dwie małe miejscowości oddalone od siebie o nieco ponad 50 km. Jedna bardziej znana, druga mniej. W obu Pizzerie, a w nich – oryginalni Włosi: Stefano i Maurizio. Co ich łączy? Zamiłowanie do dobrych składników i sympatia dla gości 🙂
Szukaliście kiedyś polskiej albo śląskiej knajpki w Polsce? Znajdziecie sushi bary, pizzerie, zapieksy, burgery ale klasyczna, narodowa kuchnia się nie przebija! Zaskakujące ale to globalny trend, może z małymi wyjątkami. Przekonałem się o tym poszukując przez kilka dni tradycyjnej islandzkiej kuchni w Reykjaviku.
Wakacje AD 2016. Zamiast ciepłych krajów i słoneczka swojska Puszcza Białowieska. Każdy o niej słyszał, nie każdy widział. Ja widziałem pierwszy raz w życiu – wrota do lasu. Serio! Mityczna kraina na wschodzie Polski. Oprócz żubra i żubrówki interesowało mnie jeszcze lokalne jedzenie.
Dlaczego Corrida? Bowiem ten wpis dotyczyć będzie wyłącznie wołowiny. Jak powszechnie wiadomo, Amerykanie słyną z zamiłowania do krwistych steków i soczystych burgerów.
Cheddar – najpopularniejszy żółty ser w USA. Jest dosłownie wszędzie.
Ameryka. Kraj drapaczy chmur, policji i dwóch oceanów. Kraj burgerów, steków i frytek. Wreszcie kraj obfitych i kalorycznych śniadań.
Piękny, klasyczny, rozświetlony nocą. Uroczy i zabytkowy jednocześnie. Taki jest Wiedeń. Dumna stolica dawnego mocarstwa dziś przyciąga tłumy turystów. Głodnych turystów.
Położony niecałe 80 km od stolicy Górnego Śląska, Racibórz jest nazywany małym Krakowem. Oczywiste nadużycie.
Beztroska, dobre jedzenie, ciepłe morze. Ach! Rozmarzyłem się, ale lubię wakacje. Z corocznych wyjazdów przywożę wrażenia, emocje, smaki, a także wiedzę i nowe doświadczenia.
Chinkali, chaczapuri, chanakhi, chacha, lobio, lobiani, ostry. Gruzja, oprócz fantastycznych krajobrazów, oferuje także – inne niż wszystkie – potrawy, kryjące się pod tymi dziwnie brzmiącymi nazwami.
Bangkok. Serce Azji. 6 mln ludzi, którzy każdego dnia gdzieś się spieszą. Komunikacyjny i społeczny koszmar z wodewilem w jednym.
Uwielbiam bacówkę na Krawcowym Wierchu. Bywam, prawda, że ostatnio rzadko, ale jednak, od ponad 20 lat. Kameralne, doskonałe na krótki wypad, miejsce z wyjątkową atmosferą, kominkiem i brakiem prądu 🙂
Wielogodzinna jazda samochodem to gwarantowane zmęczenie hałasem i nudzącymi się dziećmi. W podróży prędzej czy później pojawia się problem wyżywienia. Oczywiście, można zabrać własne kanapki, ale to wersja dla zagorzałych fanów topiącego się sera żółtego. Pozostali są skazani na przydrożne knajpki.
Lazurowe morze, lekki wiaterek i pełne słońce – słowem wybrzeże Adriatyku w pełnej krasie. Lokalną wersję kuchni śródziemnomorskiej wyznacza oliwa, blitva i dalmatyńskie prosciutto.
Włochy – niechlujstwo, bruschetty i spaghetti pescatore
Dotarcie na Boraczą ani nie jest szczególnie trudne, ani specjalnie długie. Ba, można nawet dojechać autem, oczywiście jeżeli mamy do takich urządzeń ambiwalentne uczucia, bo droga jest ledwo utwardzona. Schronisko ma niewielkie rozmiary, a stołówka wręcz mikroskopijne. Sytuację ratują stoło-ławy na zewnątrz. No chyba, że akurat pada.
Ciemno, ponuro i bez sensu – takie jest gotowanie na hali miziowej. Jeszcze nie wydali zupy, a już podają drugie danie. I jeszcze „fuczą”. 🙁
Kuchnia czynna tylko do 19.00. Biada wszystkim nieszczęśnikom, którzy zamarudzili na szlaku. Zgłodnieliście? Sorki, tu nic nie zjecie.
Dlaczego drobny? Bowiem te kilka dni, które spędziłem w Budapeszcie nie pozwalają na wyrokowanie o całości. Co więcej, trafiałem głównie do jadłodajni, które serwowały „Tourist Menu”, a w nich niezmiennie: zupa gulaszowa, smażony kotlet i ciasto.
– Nie mogę na to dłużej patrzeć! Choć pokaże ci, jak jeść palcami – ciężko westchnął Chami, mój lankijski przewodnik.
Apelsin – nazwa przynajmniej dla nas Polaków cokolwiek dziwna. Wygląd restauracji już trochę mniej. Nie sposób jej nie zauważyć. To ogromny, górujący nad jałtańskim nabrzeżem – statek wikingów. 🙂