Lazurowe morze, lekki wiaterek i pełne słońce – słowem wybrzeże Adriatyku w pełnej krasie. Lokalną wersję kuchni śródziemnomorskiej wyznacza oliwa, blitva i dalmatyńskie prosciutto.
Blitva wraz z krojonymi w kosteczkę ziemiankami to ulubiony dodatek do ryb i owoców morza. Oczywiście, umaczana w oliwie. W oliwie można także pomaczać biały jak śnieg kruh, czyli chleb. Wersja z różowym octem winnym króluje na stołach.
Potrawy – wszelkie – polewa się oliwą. Co tam polewa. Zalewa, a wręcz topi w całości, włącznie z dodatkami.
Spędziłem tu ostatnie dwa tygodnie. Zaliczyłem ośmiornicę, tuńczyka, seabass’a, homara, kalmary, obrabiane żywym ogniem krewetki, mątwę, mule, ostrygi, anchoise, czarne risotto, dalmatyńskie prosciutto, zupę krewetkową bez krewetek, figi prosto z drzewa, fish plate i upieczoną na domowym przyjęciu pekę. Aha i oczywiście rakiję, travaricę, orzechówkę i co tam jeszcze podawali.
Plus nauczyłem się gotować mule 🙂
Z przekąsek urzekły mnie anchoise – nie tak dramatycznie słone jak te dostępne u nas, zatem pyszne. Często w towarzystwie ziemniaków. Ciekawe połączenie. Octopus salad. Pozycja obowiązkowa, dostępna nawet w budce z kebabami 😉 oraz tzw. plattery, np. w stylu dubrovnickim złożone z wędzonej szynki w stylu prosciutto, domowego sera, oliwek i sałatki z ośmiornicy. Nic, tylko palce oblizywać 🙂
Z dań głównych warto wspomnieć cztery. Pekę, bo to tradycja, homara, bo to egzotyka, krewetki, bo były obłędne oraz domowej roboty mule.
Peka to nic innego jak nasze rodzime pieczonki. Ośmiornicę, mięso lub ryby wraz z ziemniakami piecze się w wielkich przykrywanych koszach w rozgrzanym węglu przez min. cztery godziny. Efekt powinien być powalający. Niestety trafiła mi się domowa kolacja u Anny z przypalonym octopusem. Sytuację dzielnie ratowała orzechówka 🙂
Homar. Cały kilogram homara i oszałamiający rachunek na końcu nie zachwycili. Lobster nie był zły, pachniał palonym masłem i nawet był miękki, ale nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że ktoś go uprzednio zamroził… I nawet dwie butelki prosecco nie potrafiły tego zmienić 😉
Mule. O, to było to. I zabawa z obieraniem i zabawa z gotowaniem. Przepis banalnie prosty. 5 kg świeżych muli, oliwa, czosnek, cebula, białe wino i pomidory. Smakowało nawet 3-latkowi!
Ale zdecydowanie najlepsze były flambirowane krewetki. Palone żywym ogniem, wprost oszałamiały smakiem. Równie miękkich jeszcze nigdy nie jadłem. W towarzystwie doskonale doprawionego sosu z perfekcyjnymi grillowanymi warzywami. Dla tego dania warto było przejechać te wszystkie kilometry. Restaurante Mare – chapeau bas!
Co mi się nie podobało? Tuńczyk i tak cholerna oliwa wlewana wszędzie bez umiaru. Jaki powinien być dobry tuńczyk?! Lekko różowy. Dlaczego? Bo to delikatne mięso i przesmażone przypomina w smaku starą podeszwę. Czy Chorwaci to wiedzą?! NIE i nie dość, że suszą tę biedną rybę na wiór, to jeszcze topią w oliwie. Pewnie w nadziei, że zmięknie 😉
Ponad wszystko warto spróbować octopus salad , black risotto z mątwą, której smak i czarny jak węgiel kolor są nie do podrobienia, anchois, dalmatyńskie prosciutto, no i rzecz jasna jakiejś ryby, tak dla porównania. Omijać tuńczyka, zupy w całości – w krewetkowej znalazłem jedną – słownie 1 krewetkę i tourist menu. To zawsze oznacza podłe żarcie.
Następnym razem spróbuję dań mięsnych 🙂