Nie będę ukrywać, przekraczałem próg lyonskiej L’Auberge du Pont de Collonge podekscytowany. Trzy gwiazdki Michelina to nie w kij dmuchał. Ba 3, żeby tylko. Restauracja dzierży je od 50 lat!
Oczekiwałem nieoczekiwanego
Tymczasem taksówka podrzuciła nas pod… Disneyland. Kwadratowy, różowo-zielony budynek z ogromnym napisem na dachu. Hmm.
Na parkingu czarnoskóry boy, zakuty w czerwono-złotą liberię, przywodził na myśl stare czasy z ubogiego amerykańskiego Południa. Drzwi pilnował odźwierny, biały.
W środku bizantyjskie wnętrze ze złotym kogutem i ogromnym portretem Bocusa. Luksus sprzed 50 lat, jak w salonie u starej, choć lubianej ciotki. Brrr.
Dokoła biegali, nie przymierzając jak kurczaki bez głowy, kelnerzy. Kuchnia, sala, kuchnia, foyer, sala, kuchnia… Nic nie nosili.
Z obowiązkowym kieliszkiem champagna – zapewnia niezwykłą lekkość myślenia – mogliśmy zatopić się w menu. Prawie, bo kuchnia hałasowała okropnie, jakby cyklopi wygrywali na pustych kościach uwertury Verdiego. Dania a la carte lub trzy zestawy do wyboru: Classique, Bourgeois lub Grande Tradition Classique. Nie było wątpliwości
Amus bouche w trzech odsłonach: chłodnik z pomidorów, krewetki i mus z awokado. Za chłodniko-krem dałbym się pokroić. Cudownie lekki, orzeźwiająco pomidorowy. Jak z bajki Reszta słaba, a awokado wręcz wstrętne.
Przystawka. Skalopy z fois gras?! z sosem z passion fruit. Absolutna klasyka. Danie zalane sosem z dodatkiem pieczonego jabłka i chipsem nieznanej proweniencji. Chrupiące z zewnątrz i maślane w środku. Może się podobać. Serio, może się podobać. Do cholery to 3 gwiazdki?!
Pierwsze danie. Zupa truflowa. Ach tak, słynna na cały świat zupa zapieczona w cieście francuskim. Bocuse stworzył ją specjalnie dla Prezydenta Francji w 1975 roku. Ależ dłużyło się oczekiwanie.
Jest, już jest. Pierwsze wbicie łyżki, uff ależ gorące. I już, już… ejże, to słabiutki rosołek z marchewką i grzybami. I jeszcze tak tłusty, że można by go używać zamiast smalcu!
Danie drugie. Sola z makaronem a la Ferdinand Point. Ogromna porcja wypełniła skrzętnie cały talerz. To nie są porcje degustacyjne, oj nie. Ryba zmiętolona, ale sos – czysta poezja. Śmietanowy z dodatkiem palonego masła i przypieczony z wierzchu palnikiem. Wow, można zlizywać z noża. Ups, ale chyba nie w 3-gwiazdkowej restauracji, hi hi. Szkoda, że cała potrawa zaczęła i skończyła się na sosie
Przerywnik. Sorbet z czarnej porzeczki z winnym beaujolais. Orzeźwiająca przygoda. Ech, trwała tak krótko 😉
Danie główne. Kurczak gotowany w pęcherzu wołowym. Iście francuski szyk. Wyglądało obłędnie, gdy kelner niósł je do stołu, by po chwili z przebitego wołu wyjąć całego, bladożółtego kurczaka. Uprzejmie zapytał skrzydełko czy nóżka i z wprawą godną mistrza świata złożył przy nas gotowe danie obficie polewając sosem – a jakże śmietanowym z dodatkiem palonego masła i – tym razem – grzybów.
Mięso rozpływało się w ustach. Wspaniały, cudowny, bajeczny kurczak z aksamitnym sosem, odrobiną ryżu i blanszowanymi warzywami. Najmocniejszy punkt wieczoru. Zdecydowanie.
Wybór serów. Ogromny. Do wyboru do koloru. Z każdego mały slice. Fourme d’ambert skradł moje serce już chyba na dobre
Deser. Jeżeli wybór serów był olbrzymi, to deserów gigantyczny. Trzy pełne stoliki ( słownie: 3) Skusiłem się na creme brulee i trzy razy musiałem powtarzać, że poproszę sól morską. Patent z bielskiego BLU. Zaskoczeni kelnerzy przyglądali się jak solę… deser. Ale uwierzcie, w takiej wersji wymiata
Ulga. Przepełnieni finiszowaliśmy.
Nazwisko Bocus jest tym dla współczesnej kuchni francuskiej, czym lot na księżyc dla programu kosmicznego NASA. Paul był pionierem nouvelle cuisine – lżejszej, bardziej dietetycznej i opartej na świeżych produktach. W samym Lyonie prowadzi sieć restauracji tematycznych. L’Auberge du Pont de Collonge to najsłynniejsza z nich. Niektórzy mówią, że Paul Bocus jedzie na opinii sprzed lat. Dołączam się do tego chóru. W Lyonie czas zatrzymał się i następnie zagubił gdzieś pomiędzy 1965, a 1975.
Oczekiwałem nieoczekiwanego i je dostałem. Zamiast nienagannej obsługi (do pięt nie dorastają amsterdamskiemu &samhoud places) i magicznej kuchni, dostałem solidną, choć miejscami mało smaczną, klasykę.
Restauracja L’Auberge du Pont de Collonge, 40 Quai de la Plage 69660 Collonges au Mont d’Or