Zanim dojdziemy do wina, dwa słowa o anturażu. Bellmer sprostał trudnemu zadaniu – wnętrze jest przestronne i przytulne jednocześnie.
Największe wrażenie robi ściana pełna książek, oddzielająca korytarz od sali. Jednocześnie jest i jej nie ma 🙂 Jedno z lepszych miejsc na niezobowiązującą randkę 🙂 Bardzo, bardzo ładnie.
Tyle plusów.
Minusy?! Kuchnia i to w całości.
Zupa ziemniaczana, oprócz niesamowicie kremowej konsystencji, nie miała wiele więcej do zaoferowania. No chyba, że konieczność dosolenia uznajemy za zaangażowanie klienta w proces gotowania?!
Quiche – niedosolony – co za niespodzianka i ledwie, ledwie ciepły. Bryy.
A ratatouille?! No cóż… chciałbym przemilczeć, ale aż się we mnie gotuje! Twarde, niedogotowane warzywa, surowa cukinia i rozgotowane pomidory oraz absolutny brak sosu i – do czego już przywykłem – soli. Remy ze słynnego Ratatuj nie chciałby tego nawet powąchać, byle dzieciak, początkujący, uczący się dopiero gotować zawstydziłby się, a Gordon Ramsay wypluł z obrzydzeniem!
Na koniec, a raczej na początek – zagadka. Co można zrobić z 100 ml białego – na szczęście – wina? Bingo. Najlepiej wylać na gości. Serio, zaskoczyli mnie po raz kolejny. 100 ml to niewiele, ale wystarczyło aby kanapa, spodnie moje i uroczej Kasi były kompletnie mokre.
Drugiego kieliszka nie dostaliśmy, wino się skończyło. Może to i lepiej?
Bellmer Cafe pokazuje, że gotowanie to sztuka, sztuka, która dla wielu pozostanie nie do osiągnięcia.
Bellmer Cafe, plac Wolności 9, Katowice