Jestem ogromnym fanem Kofeiny. To tu spotkałem Marcina Czubaka, to tu jadłem wypasionego krupnioka z musem selerowym i to tu nigdy, ani razu się nie naciąłem na jedzenie. Od zawsze, na zawsze smacznie i miło 😉
Elektryzująca była informacja o nowym, większym lokalu i to naprzeciwko doskonałej nadal działającej poprzedniczki.
Jak tylko się złożyło to biegliśmy niczym rączy konik aby się delektować 😉 Serio. Miało być cudownie, wspaniale, smacznie i bez cienia nawet zarzutu.
Na dzień dobry rozbiliśmy się o słabo ogarniętą kelnerkę, która nic nie wiedziała. Jasne, spoko każdy kiedyś był pierwszy dzień w pracy, więc luz 😉
Potem była zapiekanka. O rzesz! Zapiekaniszcze z całą goudą z Sertopu chyba! A na serio kochani co to było!? Niedoprawiony glut bez polotu? Naprawdę takie świństwo chcecie podawać!?
Dołożył się do tego kurczak wędzony luzowany i twardy niczym hartowana stal. Ciężko było ukroić, ciężko było pogryźć 🙁
A na koniec dorsz. Wspaniała soczysta morska ryba podana z twardą soczewicą i bez soli.
No nie 🙁 Zawiodłem się na mojej ulubionej kuchni, którą stawiałem za wzór.
Na domiar złego talerze po naszym posiłku jeszcze długo zalegały na stole a wejście na Mont Everest przy próbie wkroczenia do WC to kaszka z mleczkiem. Przepełniony kosz, urwana spłuczka…
Zupełnie nie tego się spodziewałem. Zupełnie nie.
Pocieszam się tylko tym, że początki bywają trudne i łudzę się, że może się coś poprawi. Proszę!
Kofeina Corner, Katowice, Pl. Szewczyka 1