Lubiłem Kawkę i Karafkę. Dobre winko, sympatyczne przekąski, może bez błysku geniuszu, ale poprawne. Raziły mnie tylko ceny. Zdecydowanie zbyt wysokie.
Gdy usłyszałem, że zamiast będzie A’Petit Bistro z rozszerzonym menu – przyklasnąłem. W KATO brakuje bezpretensjonalnego lokalu, serwującego proste dania kuchni francuskiej.
Gdy dostałem kartę do rąk ze schabowymi i innymi „specjałami”, pewnie smacznymi, ale tak odległymi od kuchni francuskiej, jak ja od wody święconej, to zamarłem. Z tego wszystkiego, jedynie zupa cebulowa odnosiła się do królowej kuchni.
O co tu chodzi? – zapytałem sam siebie.
Wyjaśnienie nadeszło po chwili pod postacią miłej pani bufetowej. Menu zmieniają co tydzień, bo mają stałych klientów na lunch, a ci nie lubią monotonii. Czyli zamiast Francji, mamy „francję-elegancję” w rodzimym stylu.
No nic. Postanowiłem zaryzykować. Wybrałem zupę cebulową i krokiety z ryżu z surówką. Brzmi „cudownie”, czyż nie!?
Do tego kieliszek wina – jednego z dwóch – jakie się ostały z tych podawanych na lampki.
Nie wdając się w szczegóły, dania były smaczne, a przynajmniej nie raziły jakimiś niedociągnięciami w stylu kardynalnym. Ale nie tego się spodziewałem.
Żałuję, że aspiracje do wnoszenia odrobiny kultury zarówno kulinarnej, jak i winiarskiej, po raz kolejny przegrały z prozą życia.
Czy tak już będzie w naszym, swojskim hutniczo-robotniczo-górniczym Śląsku?
A’Petit Bistro, ul. Plebiscytowa 10, Katowice