Piękny, klasyczny, rozświetlony nocą. Uroczy i zabytkowy jednocześnie. Taki jest Wiedeń. Dumna stolica dawnego mocarstwa dziś przyciąga tłumy turystów. Głodnych turystów.
Oferta gastro jest niewyobrażalnie bogata. Aby nie popełnić niepotrzebnego błędu wybierając miejsce na wieczorną kolację z przyjaciółmi, posiłkowałem się jedną z licznych stron www o wiedeńskich atrakcjach. Szukałem klasycznej, zawiesistej kuchni i podobnego wystroju.
Wybór padł na Ofenloch przy Kurrentgasse 8. Przewodnik obiecywał skromny wystrój z „boazerią” w tle, stoły nakryte obrusami w kratę i menu wypisane kredą na tablicy.
Pierwszy zonk – rezerwacja. Miało być swojsko, a tymczasem bez rezerwacji ani rusz. Po drobnych negocjacjach stolik się jednak znalazł.
Nastawiliśmy się na kuchnię wiedeńską, czyli sznycle i te sprawy. Za namową kelnerki zdecydowaliśmy się obok tradycyjnego beef broth (rosół wołowy), także na designerską zupę pomidorową w formie chłodnika.
Przyjemnie się robiło, gdy gęste, kremowe pomidory zalewały kozi ser i inne dodatki na talerzu. Chłód w gorący dzień też nie był bez znaczenia 🙂
Rosół rozczarowywał. Kluska z kaszy mannej na środku i wywar bez polotu. Szału brak 🙁
Przystawki – wybór trzech past z łososiem, makrelą i papryką plus koszyczek chleba przyjemny, dopasowany do pory roku i smaczny.
Z dań głównych dobre wrażenie zostawiła pieczona wołowina z ziemniakiem i prażoną cebulką – zbalansowane smakowo, świetnie upieczone danie oraz cielęcina z grilla w sosie śmietanowym, z szynką wędzoną i musem z groszku.
I tak mógł się ten miły wieczór toczyć, ale wpadłem na pomysł, aby zamówić wątróbkę cielęcą.
Hmm. Po dłuższej chwili oczekiwania podano mi na talerzu brunatną breję. – Czy oni się aby nie pomylili – pomyślałem. Niestety nie. To jednak była wątróbka. Spodziewałem się chrupiącej, delikatnie przysmażonej, pysznej wątroby, a dostałem przeraźliwie kwaśny, niejadalny kawał śmierdzącego mięcha.
Zwrot dania do kuchni wywołał poruszenie. Kelnerzy zbiegli się z dosłownie każdego zakątka restauracji. Myślicie, że było im przykro? Ależ skąd. Jeden przez drugiego przekonywali mnie coraz bardziej natarczywie, że wszystko jest w najlepszym porządku, a wątróbka świeżutka i szybko podawana.
No cóż. Lekko kwaśna powinna być. Ale mimo wszystko, nie powinna zajeżdżać starymi skarpetami.
I tak oto zamiast przyjemnej kolacyjki w miłym gronie i degustacji lokalnych sznycli, mieliśmy bon ton i agresywnych kelnerów.
Gault&Millau i Michelin polecają to miejsce. Chochlą po Łapach nie zostawił napiwku.
Restauran Ofenloch, Kurrentgasse 8, Vienna, Austria. Obowiązkowe copertivi 3 euro/os.