Walentynki postanowiłem spędzić w miejscu uznawanym za Mały Wiedeń na Śląsku, o pardon, na Podbeskidziu 😉 Na marginesie, uwielbiamy tego rodzaju porównania. Mały Wiedeń, Drugi Wersal, Trzeci krużganek… O matko?!
Nie zmienia to jednak faktu, że Bielsko – z naciskiem na Bielsko – z pięknie odrestaurowanym zamkiem, nowym małym rynkiem i renesansowymi kamienicami należącymi niegdyś do bogatych mieszczan, warte jest weekendu, nawet w święto zakochanych.
Warte szczególnie ostatnio, bowiem na kulinarnej mapie śląska od pewnego czasu słychać coraz głośniej o poczynaniach lokalnych kucharzy.
Mirosław Drewniak, Bartosz Gadzina i Mateusz Czekierda to awangarda kulinarna, wprowadzająca podbeskidzkie knajpki na nieznany dotąd poziom.
Od dawna byłem ciekaw jak radzą sobie ci trzej gentelmani i dlatego do walentynkowego pojedynku wybrałem: restaurację BLU, bistro Beksien i Dworek New Restaurant.
Trzy znane i całkiem różne miejsca. Blu słynie z kuchni molekularnej, Beskien z kuchni autorskiej, a Dworek z kuchni wysublimowanej na najwyższym poziomie.
Brzmi apetycznie, 🙂 ale rozstrzygnięcie okazało się zaskakujące. Potwierdziła się znana teoria, że nie należy oceniać po wyglądzie.
Ale nie uprzedzajmy faktów 😉
Z rywalizacji w przedbiegach odpadł Dworek. Restauracja z najlepszym, wysmakowanym wystrojem zaoferowała dania na poziomie lepszej pizzerii. Bez polotu, smaku, ładu, klasy i finezji. Opisywanie tego, co zaserwowano podczas wieczoru walentynkowego obrażałoby klasę i kunszt pozostałych pretendentów. Odpada walkowerem.
Bistro Beksien, w odróżnieniu, w kategorii wystrój wypada blado, w zasadzie najbardziej blado ze wszystkich. Jest prosto i beżowo, a ze ścian patrzą wielkie oczy krowy. Szału brak.
Za to w menu, stylizowanym jak w najlepszych gwiazdkowych restauracjach, znajdziemy i animelkę i ozory wołowe i ślimaki i skorzonerę i topinambur i wiele innych przeciętnemu człowiekowi nic nie mówiących ingrediencji.
Tym większe słowa uznania dla szefa Gadziny za odwagę i bezkompromisowość we wprowadzaniu do karty takich frykasów. Minie jeszcze sporo czasu zanim bielszczanie to docenią. Dzisiaj, przechodząc obok bistro, przystają, studiują menu i odchodzą. Podejrzewam, że nie rozumieją tego, co właśnie przeczytali i wolą nie ryzykować. Szkoda.
Kuchnia Beskien jest ciężka i niestety słabo doprawiona. Królują zawiesiste sosy ze śmietaną, przecierane kremowe zupy, tłuste mięsa. Ale cóż, mamy zimę 🙂
Przystawka – ślimaki/szalotka/jajko/pieczywo – ciężkie, śmietanowe, choć przyzwoite. Zastrzeżenia wzbudziło jednak astrzeżenia wzbudziło chłodne jajo i trudna do pokrojenia gigantyczna szalotka. bistro, przystają, studiują menu i odchodzą.zonchłodne jajo i trudna do pokrojenia gigantyczna szalotka. W smaku bez rewelacji.
Zupa – ziemniak/szara reneta/olej rzepakowy – idealnie kremowa, lekko spieniona 🙂 i kompletnie bezbarwna. Brakowało soli, brakowało pieprzu i niestety przyjemności.
Danie główne – halibut/koper włoski/skorzonera/sos choron – podobnie jak wcześniej, problemem były przyprawy, a raczej ich brak. Bez doprawiania i ryba i sos stają sie płaskie, smętne i niechętnie wpadają do żołądka. Na domiar złego, ryba przygotowana metodą sous-vide się rozgotowała i sprawiała wrażenie mrożonej.
Sytuację uratowała przystawka nr 2 – animelka(grasica)/ozorek/topinambur/orzechy – kwaśnosłodkie puree z topinamburu z posypką z orzechów plus świetnie dosmażona grasica. Doskonałe, orzeźwiające, pyszne 🙂
Menu , które jest podobno od niedawna, zdecydowanie wymaga doszlifowania i doprawienia.
Restauracja Blu w pojedynku na wnętrze wychodzi z przestrzeloną głową. Takiego miszmaszu już dawno nie widziałem. Okropne, infantylne, hangarowe i przeładowane to odpowiednie słowa.
Za to jaki show. Suchy lód polany wodą rozpościera po całym lokalu, ścieląc się niczym dywan wokół nóg gości. Szczerze mówiąc budzi uśmiech politowania zwłaszcza, że nie ma nic wspólnego z gotowaniem.
Ale Blu to żywy dowód na tezę o mylących pozorach.
Po pierwsze obsługa – Paweł zapunktował wiedzą, obyciem, niewymuszonym dowcipem i cierpliwością – nieświadomi przeciągnęliśmy godziny otwarcia o… 2 i pół godziny. Bez słowa skargi z jego strony 😉
Po drugie i najważniejsze – jedzenie. Perfekcyjne od samego początku, aż do deserów. Ani jednej fałszywej nuty. WOW!
Ale po kolei.
Amuse-bouche, czyli pasztet mieszany wołowo-wieprzowy z pistacjami, żelem z buraka, piaskiem z bakłażana, oliwą tymiankową i mikro ziołami zwalał z nóg. Kubki smakowe szalały. Jak w słynnej sentencji – mały, ale wariat.
Przystawka – kaczka z doskonałą kruszonką z komosy ryżowej, żelem z buraka i mini botwinką. Cudo na talerzu, a kruszonkę chętnie bym wsypał do kieszenie, gdyby tylko nie uznano mnie za wariata 🙂
Zupa – krem z topinamburu z chipsem ziemniaczanym. Bardzo, bardzo dobra. Kremowa, z odrobiną cytrynowej nuty, przyjemnie łechce kubki smakowe.
Danie główne – ośmiornica z sosem z chili i imbiru. Aż zaniemówiłem. Do tego momentu uważałem, że dobrą ośmiornicę można zjeść tylko blisko morza. Myliłem się. To, co zrobiono w Blu jest fenomenalnie proste. Dobrze zamarynowane macki i odpowiednia temperatura grilla, a efekt oszałamiający. Pikantny sos dodaje życia i ośmiornicy i zjadającemu. BRAWO!
Desery – kula malinowa, bardzo efektowna, smaczna, ale nie oszałamiająca oraz creme brulle. Tu przystanę na chwilę. W tym niewielkim deserze jeden malutki dodatek zmienił wszystko. Znany i ograny „kawałek ciasta” przetranspondował się w upojnie przeżywaną rozkosz jedzenia. Klasyczna gruboziarnista sól. Niewyobrażalne, jak wpłynęła na wymiar smaku. Przepadłem. Nominuję to cudo do nagrody miesiąca 🙂
Zatem, kto wygrał pojedynek?! Idealne miejsce powstałoby z połączenia wnętrz Dworku i kunsztu szefa Czekierdy z Blu.
Ideały jednak nie istnieją, zatem jednogłośnie pojedynek wygrywa restauracja Blu. Jej kuchnia jest ożywcza, fantazyjna, pełna polotu i gracji. I nawet okropne bohomazy na ścianach nie potrafią tego zmienić 😉
Drugie miejsce przypada Bistro Beksien. Brawa za odwagę w pokazywaniu składników niecodziennych i kuchnię organiczną z własnego gospodarstwa rolnego.
Poza klasyfikacją pozostaje Dworek. Miejsce aspirując do klasy i luksusu nie powinno pozwalać sobie na takie beznadziejne wpadki. No chyba, że to standard…
Restauracja Blu, ul. gen. Maczka 41, Bielsko-Biała
Beksien Bistro, ul. Piwowarska 4, Bielsko-Biała
Dworek New Restaurant, ul. Żywiecka 193, BIelsko-Biała