Do pośpiesznego wejścia na teren Porcelany Śląskiej zdopingował mnie rzęsisty deszcz. Uff, zdążyłem. Na dzień dobry wpadłem na stoisko z burgerami od Coolera.
Idąc dalej, spotkałem zaangażowanych winiarzy, serowarów, piekarzy z pysznym smalcem, ciastkarzy i kilku restauratorów.
Pobieżnie obleciałem całość, aby nabrać pierwszego smaku. Refleksja?! MENUfaktura jako żywo przypomina Przystanek Śniadanie. W poindustrialnym wnętrzu zmieściło się kilkanaście stoisk i kilkudziesięciu zwiedzających. Od niedzielnych śniadań różni się tylko tym, że można kupić alkohol, no i wystawców jest nieco więcej.
Byli i starzy, dobrzy znajomi, jak Ambasada Śledzia czy Kofeina Bistro, jak i ci nigdy nie odwiedzani, jak Magiel Kulinarny z Sosnowca czy K6. Na marginesie, chłopaki z MK mieli najładniejsze i najbardziej przemyślane stoisko, plus doskonale wyglądające próbki dań.
Skosztowałem świetnej sałatki z kaszą jaglaną od Kofeiny, którą przegryzłem kanapką z bajecznie świeżą trocią od K6. A ponieważ było mi mało, to doprawiłem chlebem ze smalcem. Też pyszny.
Pokręciłem się jeszcze trochę i tyle. Nie było co robić, ani gdzie usiąść. Ok, to wina pogody, która nie dość, że rozlała błoto przed wejściem, to jeszcze skutecznie odstraszyła od zajmowania miejsc na zewnątrz.
Wychodząc, skusiłem się jeszcze na organicznie uprawiane wino z Węgier. Jak zapewniła mnie sympatyczna sprzedawczyni, ma to być taka lokalna namiastka prosecco. Do tego jest tak bardzo organiczne, że nawet ziemia pod winogrona jest uprawiana konno. Nie mam pojęcia jak to wpływa na smak, ale doświadczenia z francuskim terroir, które jak nic innego na świecie jedzie gnojówką, są hmmm… obiecujące?!
Zobaczymy, może wieczorna pop-upowa kolacja z Przemkiem Błaszczykiem i Adrianem Feliksem okaże się większym objawieniem?