Sztuczne kwiatki, nieprzyjemne zapachy unoszące się znad grilla i kłęby dymu, czyli Futer w skrócie.
Lokal ma tyle wspólnego z bistro, ile Miss Piggy ze szczupłą top modelką.
Lokal wyróżnia niepozorne wejście, z niedbale powieszonymi lampkami w witrynie. Tyle, że lampek zabrakło i nie do końca wyszło 🙁
Od progu uderza zapach. Drażniący, nieprzyjemny zapach spalonych resztek. W oczekiwaniu na burgera dodatkowo ściemnia się, mimo że za oknem widać przebłyski późnopopołudniowego słońca. W niewielkim wnętrzu robi się czarno od dymu. Sceneria jak na grubie. Co to ma być?!
Ale, ale jeszcze burgery. Z czterech rodzajów wybieram klasykę z wołowiny. Mięso, poprzetykane bielutkim tłuszczem wygląda obiecująco, a skromna przestrzeń i spory grill pośrodku pozwalają na otwartą obserwację. Z każdą chwilą moje przerażenie rośnie. A moment, gdy kucharka rozkroiła mięso, aby sprawdzić czy jest już dobre, rozłożył mnie na łopatki.
Burgera dostałem zawiniętego w pitę. Z wyglądu przypominał pierożka, w smaku podobny był do mokrej tektury. Zero soli, zero pieprzu i wysuszony na wiór. Do tego stopnia, że mięso zbryliło się. Niezjadliwe obrzydlistwo!
Futer to jedno ze wspaniałych śląskich słów. Omy futrując (karmiąc) wnuki wkładają w nie całą miłość, jaką posiadają. To oburzające, jak bardzo w Siemianowicach zaprzeczyli temu, co dobre.
Nominuję do „Porachy Roku”.
Futer, ul. Świerczewskiego 2, Siemianowice Śląskie